Kredyt walutowy nie jest instrumentem inwestycyjnym - taką opinię wydał Rzecznik Generalny Trybunału Sprawiedliwości UE. Oznacza to, że maleją szanse frankowiczów na udowodnienie, iż zaciągane przez nich pożyczki to tylko "instrumenty finansowe rynku walutowego", a nie kredyty.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu miał dziś zająć się kwestią kredytów we frankach szwajcarskich. Chodzi o sprawę węgierskiego małżeństwa, które bezskutecznie walczyło przed krajowymi sądami o unieważnienie swojego kredytu frankowego. Argumentowało, że wszystkie umowy kredytowe we frankach powinny być unieważnione, bo w rzeczywistości nie są kredytami, ale instrumentami finansowymi. Dlaczego? Jak wskazywali Węgrzy, w przypadku kredytów denominowanych we frankach nie dochodzi bowiem do obrotu szwajcarską walutą, a służy ona jedynie do ustalenia bieżącego zobowiązania kredytobiorcy wobec banku, które regulowane jest w lokalnej walucie. Na gruncie unijnej dyrektywy MiFID kredyt frankowy jest więc instrumentem finansowym - argumentowali Węgrzy i podkreślali, że w takim razie banki miały specjalne obowiązki informacyjne wobec konsumentów, których to nie spełniły. To miał być powód, dla którego Trybunał powinien unieważnić te umowy.
Wyrok Trybunału w tej sprawie miałby znaczenie nie tylko dla Węgrów, ale także dla innych Europejczyków zadłużonych w szwajcarskiej walucie, w tym ok. miliona Polaków. Niestety ich nadzieje najprawdopodobniej okażą się płonne. Dziś Europejski Trybunał Sprawiedliwości nie ogłosił wprawdzie orzeczenia, z którego wynikałoby, że kredyt walutowy nie jest instrumentem finansowym o wysokim ryzyku, ale Rzecznik Generalny Trybunału zarekomendował sędziom, aby w ogóle nie zajmowali się tą sprawą. Jego zdaniem umowy podpisywane przez frankowiczów z bankami były kredytami.
Nie będzie odpowiedzi?
- Rzecznik Generalny jest doradcą Trybunału. Zwykle Trybunał podziela poglądy Rzecznika Generalnego. Dzisiejsza opinia Rzecznika sprowadza się do tezy, że pytanie nie zasługuje na rozstrzygnięcie. A to oznacza, że Trybunał nie powinien odpowiadać sądowi węgierskiemu, którego sprawa dotyczy, bo pytanie jest źle zadane - tłumaczy mecenas Piotr Bodył-Szymala. Dodaje, że sprowadzenie tej opinii tylko do problemu formalnego byłoby zbyt dużym uproszczeniem. - Rzecznik wypowiedział się również merytorycznie, gdyby Trybunał nie uwzględnił jego tezy, żeby w ogóle tej sprawy nie rozpatrywać. Rzecznik stwierdził, że ochrona kredytobiorców powinna być analizowana na gruncie dyrektywy poświęconej kredytom konsumenckim, a nie dyrektywy, która ma chronić inwestorów - tłumaczy mecenas. Bodył-Szymala uważa, że druga teza Rzecznika Generalnego zmartwi zadłużonych we franku szwajcarskim. - Ocenił on, że dopatrywanie się nieważności, nawet gdyby przyjąć, że to był instrument finansowy i nie było testu adekwatności, jest niemożliwe, bo w ocenie Rzecznika Generalnego o sankcjach z powodu niedochowania wymogów przewidzianych w dyrektywie MiFID powinien rozstrzygać prawodawca lokalny - uważa mecenas.
Co zrobi Trybunał?
Ekspert przypomniał, że w tej sprawie Rzecznik zajmuje się tylko głównym pytaniem: czy można traktować kredyty denominowane, czyli takie, w których księgowo pomiędzy stronami przepływała waluta, a realnie tylko pieniądz krajowy, można traktować jako instrumenty finansowe? - Na tak zadane pytanie Rzecznik mówi "nie". Mówi jednocześnie, że ewentualnej ochrony należy szukać gdzie indziej, czyli np. w dyrektywie dedykowanej kredytom konsumenckim. Trzeba jednak pamiętać, że opinia Rzecznika nie wiąże Trybunału. Już kilka razy Trybunał podejmował inną decyzję, niż opiniował Rzecznik - dodaje mec. Bodył-Szymala.
Autor: msz//bgr / Źródło: tvn24bis.pl