Komisja Parlamentu Europejskiego debatowała w czwartek nad nowelizacją dyrektywy, której przyjęcie mogłoby ograniczyć opłacalność gazociągu Nord Stream 2. Niemieccy europosłowie z SPD i CDU skrytykowali tempo prac nad przepisami, parlamentarzyści innych frakcji i krajów wyrazili poparcie dla projektu.
Przedmiotem dyskusji był zaproponowany w listopadzie przez Komisję Europejską projekt nowelizacji unijnej dyrektywy gazowej. Ma on jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terenie UE podlegają przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Inicjatywa ta mogłaby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2. KE liczy na to, że nowe przepisy niedługo wejdą w życie. Aby tak się stało, swoje stanowisko w tej sprawie musi szybko przedstawić Parlament Europejski.
Prace w komisji PE ds. przemysłu, badań naukowych i energii (ITRE) nad projektem dyrektywy prowadzi Jerzy Buzek, który przewodniczył też czwartkowemu posiedzeniu. Rozpoczynając dyskusję powiedział, że popiera kierunek zmian, w jakim idzie propozycja KE. Jego zdaniem chodzi o wprowadzenie równych zasad na unijnym rynku importu gazu.
Projekt stanowiska
Buzek powiedział też, że biorąc pod uwagę techniczny charakter propozycji, proponuje trzymiesięczny okres na wdrożenie dyrektywy.
- To jedna z najmniej rozbudowanych propozycji legislacyjnych w naszej komisji. (...) Jest techniczna, ale bardzo ważna – uzasadnił.
Buzek dał europosłom czas na składanie poprawek do projektu stanowiska PE w tej sprawie do 16 stycznia. Głosowanie w komisji PE nad projektem ma odbyć się 21 lutego.
Na początku debaty głos zabrał europoseł Zdzisław Krasnodębski (PiS), który podkreślił, że Nord Stream 2 jest projektem niezgodnym z wartościami europejskimi.
- W związku z rozmowami koalicyjnymi w Niemczech istnieje niebezpieczeństwo, że ten projekt jednak będzie kontynuowany. Zwracam się z apelem do kolegów, szczególnie tych, którzy reprezentują partię SPD, żeby w imię tych wartości, na które często się powołują, zrobili wszystko, żeby ten projekt nie został zrealizowany - powiedział.
Dyrektywa gazowa
Niemieccy europosłowie należący do największych partii politycznych uważają, że prace nad zmianą dyrektywy gazowej wymagają więcej czasu, niż chce tego Buzek.
"Nie było oceny prawnej oraz oceny skutków oddziaływania tego projektu. (…) Nie mogę zgodzić się na taki proces. Potrzebujemy wysłuchania w tej sprawie" – powiedział niemiecki europoseł Werner Langen (CDU). Zaznaczył też, że nie rozumie podnoszenia w kontekście projektu dyrektywy kwestii wartości europejskich. - Musimy zaopatrywać rynek europejski w gaz ziemny – zaznaczył. Dodał, że nie chce tworzyć konfliktu, ale potrzeba dyskusji na ten temat.
Z kolei niemiecka europarlamentarzystka Martina Werner (SPD) stwierdziła, że projekt nie będzie odnosił się tylko do Nord Streamu 2, ale także do znacznej części niemieckiego importu gazu, dlatego potrzebne są dokładne analizy zmian. Zaznaczyła, że w sprawie projektu są "poważne wątpliwości prawne".
- Możemy dyskutować, ale potrzebujemy na to czasu - oznajmiła.
Krasnodębski napisał w czasie debaty na Twitterze, że sprawa nowelizacji dyrektywy gazowej jest przykładem tego, jak Niemcy "bezwzględnie bronią swoich interesów wbrew Unii".
Sprawa nowelizacji dyrektywy gazowej jest tylko jednym, choć najbardziej spektakularnym, przykładem tego, jak Niemcy (obecny i przyszły rząd) bezwględnie bronią swoich interesów wbrew Unii, wbrew „wartościom europejskim” i wbrew zasadom przyzwoitości
— ZdzisławKrasnodębski (@ZdzKrasnodebski) 11 stycznia 2018
Polski europoseł pochwalił też działania Buzka.
- Przewodniczący ITRE Jerzy Buzek dzielnie walczy o szybką nowelizację – napisał.
Część niemieckich europosłów wypowiadała się na posiedzeniu komisji przeciwko Nord Stream 2.
Niemiecki problem
Wśród nich był m.in. Reinhard Buetikofer (Zieloni), który wypowiedział się zdecydowanie przeciwko realizacji projektu.
- To jest w głównej mierze problem niemiecki. Niemiecki rząd odmawia brania poważnie pod uwagę bezpieczeństwa energetycznego i energetycznej solidarności. To nie tylko problem niemieckich socjaldemokratów, ale także chrześcijańskich demokratów. Kanclerz Niemiec mówi, że to ekonomiczny projekt, który nie ma związku z polityką. Uważam jednak, że to projekt bardzo polityczny – podkreślił.
Podobnego zdania był również Hans-Olaf Henkel (AfD). Powiedział, że początkiem sprawy związanej z Nord Streamem 2 jest niemiecki skandal dotyczący porozumienia, jakie zawarł były niemiecki kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder z rosyjskim rządem.
- Po tym, gdy przestał być kanclerzem, zaczął być opłacany przez rosyjski rząd. SPD po przegranych wyborach nie skrytykowało swojego byłego lidera, chrześcijańscy demokraci też go nie skrytykowali, ponieważ potrzebowali socjaldemokratów w wielkiej kolacji rządzącej. Ta koalicja ciągle rządzi – powiedział Henkel. Dodał, że propozycja KE będzie wzmocnieniem wewnętrznego rynku unijnego.
Kwestia bezpieczeństwa
Szwedzki europoseł Fredrick Federley (Partia Centrum) powiedział, że sprawa dotyczy nie tylko rynku wewnętrznego, ale też bezpieczeństwa.
- Po wybudowaniu Nord Stream 1 obserwujemy, jak coraz bardziej integralność terytorialna Szwecji staje się zagrożona przez rosyjskie interesy. To nie tylko kwestia dostaw gazu, ale tego, co to będzie oznaczało dla naszego bezpieczeństwa. (…) To nie tylko wewnętrzna sprawa Polski, to nie tylko wewnętrzna sprawa Niemiec, to szeroka sprawa bezpieczeństwa Europy. Nie lekceważmy tego – zaznaczył.
Równolegle do prac w PE nad projektem nowelizacji dyrektywy pracują przedstawiciele państw członkowskich.
Autor: MS / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock