Rzekome wielkie rabaty z okazji Black Friday mogą okazać się jedynie chwytem marketingowym, a obniżki jedynie symboliczne. Przed sztucznym zawyżaniem cen i następnie ich obniżaniem, tak aby rabat atrakcyjnie wyglądał na sklepowej metce, miała chronić konsumentów unijna dyrektywa Omnibus. Mimo że powinna już obowiązywać na terenie całej Wspólnoty, to przepisy wciąż nie zostały wdrożone do polskiego porządku prawnego.
Od 28 maja w państwach członkowskich Unii Europejskiej powinna obowiązywać tzw. dyrektywa Omnibus. Powinna, bo mimo zaleceń unijnego ustawodawcy, niektóre państwa wciąż nie zaimplementowały przepisów do swojego porządku prawnego. Jednym z nich jest Polska. Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o prawach konsumenta oraz niektórych innych ustaw, który wprowadza dyrektywę, wpłynął do Sejmu dopiero w lipcu. Prace nad ustawą wciąż nie zostały zakończone. Sejm uchwalił ją pod koniec października. Ustawa wróci jeszcze jednak na salę plenarną, bo poprawki wprowadził do niej Senat.
Dyrektywa Omnibus ma wzmocnić ochronę konsumentów przed nieuczciwymi praktykami handlowymi. Unijne przepisy mają zapobiec między innymi sytuacji, w której sklep najpierw podwyższa ceny, by następnie je obniżyć do pierwotnego poziomu, reklamując takie działania jako atrakcyjne zniżki. Przedsiębiorcy mają być między innymi zobowiązani do ujawniania najniższej ceny danego towaru sprzed miesiąca.
- Ważne jest, aby na metce pojawiała się ta ostatnia cena. Póki co tego nie ma. To nie zostało wprowadzone w polskim prawodawstwie, przedsiębiorcy tego nie przestrzegają - wyjaśniała w rozmowie z TVN24 Biznes adwokatka Eliza Kuna.
Wcale nie martwe przepisy?
Zwróciła jednak uwagę, że wcale nie oznacza to, że konsument nie może powołać się na zapisy dyrektywy. Nie dotyczy to jednak relacji na linii konsument - przedsiębiorca. - Dyrektywa ma skutek bezpośrednio obowiązujący. Hipotetycznie, jeżeli jakiś konsument uznałby, że jego prawo zostało naruszone przez to, że ta dyrektywa nie została wprowadzona, to nawet może pozwać polskie państwo - powiedziała Eliza Kuna.
Jak dodała, "jeżeli jednostka poniesie szkodę wskutek braku terminowej implementacji dyrektywy, to co do zasady jest uprawniona do dochodzenia od państwa odszkodowania za naruszenie prawa wspólnotowego". - Jeżeli na przykład konsument będzie nieodpowiednio poinformowany o tych obniżkach i przez to wyda na bluzkę 200 złotych więcej niż wydałby, to hipotetycznie nie przysługuje mu roszczenie do tego przedsiębiorcy, tej sieci handlowej, ale do państwa. Gdyby państwo wprowadziło na czas dyrektywę to ta szkoda nie zostałaby poniesiona - oceniła.
Prawniczka zaznaczyła jednak, że przedsiębiorcy nie muszą stosować się jeszcze do wymagań na przykład dotyczących ujawniania najniższej ceny produktu sprzed miesiąca. - Nie ma na razie implementacji. Formalnie więc te przepisy nie obowiązują i przedsiębiorcy nie muszą się do tego stosować - powiedziała.
Co zmieni się dla konsumenta?
Eliza Kuna wymieniła również najważniejsze zmiany dla konsumentów, które wprowadzi dyrektywa. - Trzeba będzie informować, kto jest podmiotem sprzedającym. Platformy internetowe, portale aukcyjne muszą informować, czy osoba trzecia sprzedająca towary jest konsumentem czy przedsiębiorcą. Inna jest nasza sytuacja, gdy kupujemy używany przedmiot od jakiegoś zwykłego obywatela gdzieś na drugim końcu Polski, a inna sytuacja, gdy kupujemy od przedsiębiorcy. Mamy inne prawa co do rękojmi, gwarancji i tak dalej - zwróciła uwagę.
- Mamy być też informowani o tak zwanym plasowaniu w internecie, czyli mamy być informowani o tym, czy w danej wyszukiwarce czy na danej stronie internetowej są stosowane praktyki rynkowe polegające na podawaniu w wynikach wyszukiwania produktu w pierwszej kolejności za opłatą. Wpisujemy na przykład nazwę pewnych perfum i pojawia się nam dziesięć ofert, ale okazuje się, że są to oferty opłacone i tak naprawdę nie są to najtańsze ani najlepsze oferty, ale oferty opłacone. Teraz trzeba będzie informować, że są to produkty wyświetlane na zasadzie plasowania - mówiła.
Dyrektywa ma też skończyć praktykę nieuczciwego zawyżania cen. - Oprócz informacji o obecnej cenie i obniżce trzeba będzie również powiadomić o najniższej cenie towaru, jaka obowiązywała w okresie 30 dni przed wprowadzeniem tej obniżki. Chodzi o to, aby nie było sytuacji, w której w październiku towar kosztował sto złotych, pierwszego listopada on kosztuje 180 złotych i potem na Black Friday obniża się cenę na 120 złotych. Nam się wydaje, że to jest wielka promocja, ale de facto płacimy więcej niż byśmy zapłacili w październiku - powiedziała.
Przedsiębiorcy, którzy nie zastosują się do przepisów po zakończeniu procesu legislacyjnego w Polsce będą musieli liczyć się z karami. - Zapisana w ustawie jest kara 20 tysięcy złotych przez Wojewódzkiego Inspektora Inspekcji Handlowej. To jest podstawowa kara w trybie administracyjnym. Jednak oczywiście, jeżeli ktoś zgłosiłby taką sprawę do UOKiK i prezes UOKiK widziałby podstawę do wszczęcia procedury i dopatrzyłby się naruszenia przez przedsiębiorcę zbiorowych interesów konsumentów, konsekwencją takiego naruszenia może być większa kara. To może być nawet do 10 procent obrotu przedsiębiorcy, ale to taki bardzo skrajny przypadek - mówiła.
Uwaga na zwroty
Eliza Kuna mówiła również o tym, na co zwracać uwagę podczas tegorocznych promocji z okazji Black Friday. - Musimy zwracać uwagę na zwrot produktu. Nam się wydaje, że on jest bezwarunkowy, ale tak naprawdę ustawodawca nie przewiduje standardowo prawa zwrotu. Prawo zwrotu nie wynika z ogólnie obowiązujących przepisów, ale z regulaminu sklepu, czyli z dodatkowej preferencji, którą przedsiębiorca daje konsumentowi. Często w regulaminie jest zapisane, że niektóre produkty, na przykład przecenione zwrotom nie podlegają - mówiła.
Zwróciła uwagę, że inaczej jest w przypadku sklepów internetowych. W przypadku takich zakupów konsument ma 14 dni na odstąpienie od umowy, co zapisano w ustawie. - Zwracajmy więc uwagę na zwroty - zaleciła.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock