Ministerstwo pracy chce, by oszczędności odkładane przez lata w funduszach emerytalnych przepadały po naszej śmierci. Nie ma co liczyć na emeryturę po małżonku - donosi Gazeta "Wyborcza".
Po 2009 r. oprócz świadczeń ZUS-owskich, Polacy będą dostawać też emerytury z otwartych funduszy emerytalnych według zasady: ile uskładasz, tyle dostaniesz. Najbardziej uderzy to w kobiety, które krócej pracują, mniej zarabiają, a statystycznie dłużej żyją. Ich emerytury będą dużo niższe niż mężczyzn, choć nikt nie wie, o ile - czytamy w "Wyborczej".
Gdy Ludwik Dorn był wicepremierem zaproponował, by wprowadzić tzw. emerytury małżeńskie pozwalające dziedziczyć świadczenia po zmarłych mężach i żonach. Odpowiedni projekt przygotował resort pracy, ale zapowiada, że nie chce dziedziczenia emerytur.
- Emerytury małżeńskie trudno będzie policzyć i skomplikują system, który powinien być prosty - mówi "Gazecie Wyborczej" odpowiedzialny za przygotowanie ustawy emerytalnej wiceminister pracy Romuald Poliński (Samoobrona). - Będę robił wszystko, by emerytury małżeńskiej nie było: byłby to zły sygnał dla Polaków: można nie pracować i liczyć na emeryturę męża. To niewychowawcze - mówi Poliński.
O losie emerytur małżeńskich zdecyduje rządowy zespół do spraw ubezpieczeń społecznych. Kieruje nim wicepremier Przemysław Gosiewski.
Źródło: PAP, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl