Surowe zasady przekraczania wschodnich granic UE - i Polski - zredukowały o połowę liczbę klientów przygranicznych targowisk i sklepów. Wysokie opłaty i rygorystycznie stosowane przepisy skutecznie zniechęcają do handlowych wypraw - ocenia "Rzeczpospolita"
Po naszym wejściu do strefy Schengen handlowcy w miastach nad Bugiem z powodu gwałtownego spadku obrotów zaczynają się pakować - pisze gazeta. W przygranicznych miasteczkach, które do tej pory były centrami kwitnącego handlu, życie jakby zamarło. Na zakupy zza wschodnich granic przyjeżdża coraz mniejsza liczba kupujących.
Powodem są nowe, surowe przepisy obowiązujące Polskę od czasu wejścia do strefy Schengen. "RZ" ocenia, że w I półroczu 2008 roku odprawiono przez granicę 40 procent mniej Białorusinów, 39 procent mniej Rosjan i 20 procent mniej obywateli Ukrainy.
Przychody z przygranicznego handlu spadły do 700 milionów zł - to o ponad połowę mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku - wylicza "Rzeczpospolita".
Na wschodzie zmiany
- Ludzi nie stać na wizy za 60 euro, a po tamtej stronie polskie konsulaty wyjątkowo rygorystycznie prześwietlją podróżnych - mówi gazecie Dariusz Trybuchowicz, wójt Sławatycz w woj. lubelskim.
Nowe przepisy weszły w życie wraz z naszym wejściem w strefę Schengen 21 grudnia ubiegłego roku. Długo przed ich wprowadzeniem przedsiębiorcy i kupcy ostrzegali przed załamaniem handlu w przygranicznych miejscowościach. Jednak spadek liczby klientów z Ukrainy, Białorusi i Rosji jest większy, niż przypuszczali pesymiści - ocenia Eugeniusz Izdebski, prezes Bialskopodlaskiej Izby Gospodarczej.
- Obawiam się, że kryzys przetrzyma niewiele firm, które od kilkunastu lat żyły z handlu detalicznego wyłącznie dzięki sąsiadom zza Bugu - mówi Trybuchowicz. Jego zdaniem to doprowadzi do degradacji gospodarczej i tak niezamożnych terenów na wschodzie kraju.
Handlowcy liczą straty
Tymczasem kupcy w przygranicznych miasteczkach zaczynają zwijać handel i pośpiesznie pozbywają się swoich sklepów. W Terespolu i Brześciu - miastach do tej pory żyjących z handlu - w witrynach sklepów pojawiły się nowe ogłoszenia o chęci sprzedaży tych punktów. - Do miejskiej kasy wpadnie tylko jedna piąta tego, co zwykle - mówi burmistrz Terespola, Jacek Danieluk.
W gminach zaczyna się liczenie strat. Zdaniem przedsiębiorców obecne załamanie przetrwa niewiele firm. Odpływ zagranicznych klientów dotknął sieci handlowe, organizacje turystyczne i wszystkich mniejszych handlarzy na lokalnych bazarach.
Zdaniem Eugeniusza Izdebskiego, najbardziej irytuje fakt, że polskie konsulaty wyjątkowo gorliwie stosują politykę Unii i wizę z prawem wielokrotnego przekraczania graniczy jest bardzo trudno zdobyć. - Na dodatek polskie placówki nie radzą sobie z obsługą chętnych.
- Zatory i kolejki pod konsulatami to codzienność - obserwuje Izdebski. - Rząd spóźnił się z uzgodnieniem zasad małego ruchu, który częściowo mógłby złagodzić kryzys.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24