Walczący z finansowymi problemami na własnym podwórku Barack Obama częściową winą za amerykański kryzys obarczył niestabilność strefy euro. Amerykański prezydent skrytykował też przywódców europejskich za zbyt wolne, jego zdaniem, działania w obliczu kryzysu.
Podnoszenie się amerykańskiej gospodarki z kryzysu odbywa się w tym roku wolniej niż zakładano, przyznał Obama podczas wizyty w Kalifornii. Dodał, że na kondycji kraju źle odbiły się wydarzenia na świecie, jak arabska wiosna, która wywindowała ceny energii i kryzys w strefie euro.
One [kraje strefy euro - red.] nie podniosły się jeszcze w pełni z załamania w 2007 roku, ale nigdy też nie stawiły czoła ryzyku, jakie stwarza sytuacja ich sektora bankowego. Teraz pogarsza ją jeszcze to, co dzieje się w Grecji Barack Obama
Obama podkreślił, że wobec kryzysu, który stanowi poważne zmartwienie dla całego świata, działania podjęte przez przywódców strefy euro są zbyt powolne.
"Przed nami są krytyczne dni i tygodnie"
Prezydent Obama przebywa na zachodnim wybrzeżu USA, gdzie pomaga demokratom zdobywać fundusze na kampanię wyborczą w 2012 roku. Sytuacja gospodarcza będzie miała ogromny wpływ na szanse Obamy na reelekcję, a tymczasem kryzys w Europie odczuwalny jest już w Ameryce.
Wprawdzie amerykańskie giełdy podniosły się poniedziałek, po uspokajających komunikatach na temat planu ratowania krajów europejskich, najbardziej zagrożonych wysokim długiem publicznym, ale wartość euro wobec dolara spadła, ponieważ Amerykanie nie są przekonani czy wysiłki eurogrupy w istocie doprowadzą do uzdrowienia sytuacji.
- Przed nami są krytyczne dni i tygodnie. Podobne do sytuacji, w której znaleźliśmy się w 2008 roku - powiedział agencji Reutera analityk brokerskiej firmy MF Global Edward Meir - Główna różnica polega na tym, że wtedy upadały banki, a tym razem zbankrutować mogą kraje - dodał.
Źródło: PAP