- Z jednego trzeba sobie zdać sprawę, że to my stoimy pod ścianą, a oni mają pieniądze - tak, jeszcze przed ogłoszeniem przez resort skarbu informacji, że mimo upływu terminu inwestor nie zapłacił za stocznie, całą sytuację na antenie TVN24 komentował prof. Witold Orłowski, doradca PricewaterhouseCoopers.
17 sierpnia o północy minął drugi i ostateczny termin, do którego inwestor, który kupił Stocznię Gdynia i Szczecin, miał za nie zapłacić. Nie zapłacił.
Dlatego stocznie najprawdopodobniej zostaną postawione w stan upadłości, a części ich majątku będą sprzedawane przez syndyka. Specustawa stoczniowa pisana pod dyktando Komisji Europejskiej pozwala je bowiem sprzedać w rządowym przetargu tylko raz. Jeśli do końca sierpnia stocznie nie zostałyby sprzedane, to według zapowiedzi premiera Donalda Tuska, minister skarbu Aleksander Grad za nieudaną prywatyzację może zapłacić stanowiskiem.
Czy istnieje takie zagrożenie? Prof. Witold Orłowski uważa, że gdyby inwestor naprawdę chciał się wycofać zrobił by to już miesiąc temu. - Teraz uznałbym taką decyzję za mało prawdopodobną - mówi. Ekonomista zauważa, że to polski rząd obecnie "stoi pod ścianą", a sytuacja inwestora jest niemal komfortowa i może on np. próbować coś więcej wytargować. Czy więc dalszy scenariusz wydarzeń jest czarny? - No, czarny... - prof. Orłowski rozkłada ręce z gorzkim uśmiechem.
Kto tu rządzi?
Ekonomista z PricewaterhouseCoopers nie widzi jednak w opóźnieniu czegoś specjalnie dziwnego. - Ja liczę, że to, co się dzieje, to jakieś odwlekanie, zakulisowe próby wytargowania trochę lepszych warunków - mówi w "Poranku TVN24".
Według niego, gdyby inwestor chciał naprawdę zrezygnować, to zrobiłby to już miesiąc temu, a nie przekładał termin płatności. Według doniesień, których inwestor nie komentuje wprost, na poprzednie przesunięcie daty płatności miał wpłynąć list Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, w którym autorzy ostrzegają inwestora, że Stocznia Szczecin byłą pralnią brudnych pieniędzy i ma niejasną sytuację prawną. Tymczasem według prof. Orłowskiego zwłoka to po prostu "realia biznesowe".
- Oni mają pieniądze, więc mają prawo pogrymasić - mówi.
Aktywa obu stoczni kupił w w maju Stichting Particulier Fonds Greenrights - podmiot powołany przez katarski fundusz Qinvest, za którym stoi Qatar Islamic Bank. Spółka Polskie Stocznie, zarejestrowana już przez polski sąd, która w imienia inwestora ma zarządzać majątkiem obu zakładów zobowiązała się kontynuować produkcję statków. Liczy na to osiem tys. pracowników obu stoczni, z których nawet jedna trzecia ma szansę znaleźć tam pracę.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24