Prywatyzacja Banku Śląskiego i wycena jego akcji przebiegała praktycznie bez kontroli, a szef departamentu NIK, który miał kontrolę nadzorować, posiadał pakiet akcji banku. - Dlaczego? - Pytali posłowie. - Takie czasy - odpowiadali świadkowie.
Sejmowa komisja przesłuchała we wtorek b. wiceprezesa NIK Wojciecha Katnera oraz b. dyrektora departamentu prywatyzacji NIK Ryszarda Szyca.
Artur Zawisza (PR) dopytywał Katnera o powody utrudnień w kontroli banku, na które Izba zwróciła uwagę w raporcie pokontrolnym. Ekipy kontrolujące bank i dom maklerski miały zostać wyproszone z banku i dopuszczone do czynności kontrolnych dopiero po interwencji. Ekipom tym nie udostępniono do końca kontroli szczegółowych danych finansowych m.in. kont analitycznych,zasłaniając się tajemnicą bankową.
- Dzisiaj może wydawać się to zaskakujące, ale to był początek lat 90. NIK znajdowała się w nowej rzeczywistości i to powodowało, że wiele instytucji uważało, że nie powinno być przez nikogo kontrolowane, a w szczególności, gdy kontrola miała dotyczyć jakiegoś procesu przekształceń własnościowych - odpowiadał Katner dodając, że zasłanianie się tajemnicą bankową było powszechną praktyką. Katner zwrócił uwagę, że również prokuratura miała problemy z analizą przestępstw gospodarczych, ponieważ był to okres tworzenia się gospodarki rynkowej, kiedy dopiero pojawiała się świadomość szkodliwości niektórych czynów.
Jednym z wątków poruszanych podczas środowych przesłuchań była sprawa posiadania przez Szyca, nadzorującego kontrolę prywatyzacji BSK, akcji tego banku. Informacje o tym, że Szyc miał akcje BSK pojawiały się w prasie już w połowie lat 90. - Jeżeli pan Szyc posiadał akcje, to dlaczego pan nie odsunął go od tej kontroli? - naciskał wiceprzewodniczący komisji Waldemar Nowakowski (Samoobrona). - Nic o tym nie wiedziałem. Nie umiem na to odpowiedzieć, bo nie umiem powiedzieć, kiedy to się miało ujawnić - powiedział Katner.
Szyc, który obecnie jest doradcą prezesa NIK, wyjaśniał, że kupił 51 akcji BSK przed kontrolą NIK, w lutym 1994 roku. Mówił też, że prawo zakazywało pracownikom NIK posiadania akcji, ale wówczas, gdy stanowiły one pakiet kontrolny.
Posłowie powrócili też do kwestii wyceny akcji banku. Katner wyjaśniał, że NIK zarzucała, iż w prywatyzacji BSK zaniżono cenę akcji - resort finansów sprzedawał je pod koniec 1993 roku za równowartość 50 zł za akcję, podczas gdy podczas giełdowego debiutu w styczniu 1994 r. za jedną akcję BSK płacono 13,5 razy więcej.
Z kolei Szyc mówił, że on sam najmniej zarzutów w sprawie wyceny akcji miałby do b. ministra finansów Marka Borowskiego, który zrezygnował z wcześniejszych wycen doradcy prywatyzacyjnego - banku Paribas (190 tys. starych zł. za akcję) i podniesionej wyceny resortu finansów (230 tys. starych złotych) i podwyższył ją do 500 tys. starych złotych. - Ale i tak nie odpowiadało to warunkom, jakie wówczas obowiązywały - dodał Szyc.
Pawłowski pytał też o posiedzenie sejmowej komisji przekształceń własnościowych, na której mowa była o wydarzeniach jakie miały miejsce na posiedzeniu Komisji Papierów Wartościowych 27 stycznia 1994 roku - w okolicy debiutu giełdowego akcji BSK. Miały tam padać słowa o tym, że jedynie sprzedaż akcji przez Skarb Państwa mogłaby ostudzić rynek.
Posłowie powrócili też do tzw. listy Pęka, czyli listy znanych osób, które w 1993 roku miały kupić akcje BSK od Skarbu Państwa
Były wiceprezes NIK zeznał, że nie interesował się kwestią tej listy. - Wiem, że coś było, ale w ogóle nie wiem, co tam miało być - powiedział Katner.
Źródło: PAP