Ciemne chmury zbierają się nad Vattenfallem w Niemczech. Po serii incydentów i towarzyszącej im złej prasie, minister środowiska Niemiec Sigmar Gabriel zagroził firmie cofnięciem zezwolenia na prowadzenie elektrowni jądrowych - pisze "Rzeczpospolita"
Niemieckie władze skrytykowały szwedzki koncern energetyczny Vattenfall Europe za kilkudniową zwłokę w zgłoszeniu problemów w elektrowni jądrowej w północnych Niemczech. Elektrownia w Brunsbüttel musiała zostać czasowo wyłączona 28 czerwca z powodu przeciążenia. Sama premier Angela Merkel zażądała od Szwedów dokładniejszych wyjaśnień.
Koncern, owszem, poinformował o wyłączeniu, ale nie zgłosił problemów, które wystąpiły dwa dni później, po ponownym uruchamianiu reaktora. Minister kraju związkowego odpowiedzialny na nadzór nad elektrowniami wysłał 1 lipca zapytanie do elektrowni, czy operacja ponownego włączenia reaktora przebiegła bezproblemowo, ale nie został poinformowany o żadnych nieprawidłowościach. Dopiero 6 lipca Vattenfall poinformował ministerstwo, że podczas restartowania reaktora dwukrotnie wyłączał się układ oczyszczania wody chłodzącej reaktor jądrowy.
Vattenfall został też oskarżony o niezłożenie pełnych wyjaśnień dotyczących pożaru z 28 czerwca w innej elektrowni jądrowej, Krümmel, w Geesthacht. Również w Szlezwiku-Holsztynie. Miał on miejsce kilka godzin po wyłączeniu elektrowni Brunsbüttel. W wyniku zwarcia elektrycznego doszło do zapalenia się chłodziwa w transformatorze. Początkowo twierdzono, że pożar był odizolowany od reaktora, ale minister powiedział, że płomienie dosięgnęły obudowy bezpieczeństwa reaktora. Urząd nadzoru energetyki jądrowej uznał, że do incydentu doszło z powodu błędu człowieka.
Prokuratura z Lubeki przeprowadziła w elektrowni rewizję, żeby ustalić, kto owego dnia nadzorował reaktor. Vattenfall nie chciał ujawnić, która z 20 osób przebywających wówczas w dyspozytorni ponosiła odpowiedzialność. Dopiero po fali krytyki w mediach zgodził się na przesłuchanie szefa zmiany w dniu pożaru. Rzecznik Vattenfalla odrzuca oskarżenia i podkreśla, że "od samego początku w pełni informują opinię publiczną i władzę".
Niemiecka prasa nie oszczędza Vattenfalla. Nagłośniła przypadek ośmiu pracowników elektrowni jądrowej w Ringhals (Szwecja) zwolnionych z pracy za to, że po pijanemu napastowali sprzątaczki. Rzecznik koncernu wyjaśnił, że do tego incydentu doszło poza miejscem i godzinami pracy. Vattenfallowi wytyka się też awarie w elektrowni w Forsmark na północy Szwecji. W lipcu 2006 r. omal nie doszło tam do katastrofy, w styczniu w wewnętrznym raporcie ujawniono nieprzestrzeganie procedur bezpieczeństwa.
Organizacja ekologów Bund twierdzi, że Vattenfall niewłaściwie kieruje elektrownią, i zamierza wystąpić ze skargą do odpowiednich władz. Parlament Szlezwika-Holsztynu dostał wniosek Zielonych o cofnięcie Szwedom koncesji. Vattenfall naraził się Niemcom także podwyżką cen prądu.
Źródło: Rzeczpospolita