Ułatwienia w internetowym handlu z jednej strony, a z drugiej spore utrudnienia dla przedsiębiorców - takie mogą być skutki wprowadzenia nowej ustawy o prawach konsumentów wdrażającej unijną dyrektywę. Firmy biją na alarm: ustawa zaostrza przepisy wbrew dyrektywie, na czym stracą nie tylko oni, ale także sami konsumenci.
Chodzi o przygotowany przez resort sprawiedliwości projekt ustawy o prawach konsumenta, nad którym pracują obecnie posłowie. Ma ona na celu wdrożenie przepisów unijnej dyrektywy. Ta zaś w zamyśle ma zlikwidować bariery wynikające z odmiennych przepisów konsumenckich w krajach członkowskich. - Konieczne stało się ujednolicenie prawa w całej UE tak, by w pełni wykorzystać potencjał rynku wewnętrznego, zwłaszcza w handlu internetowym - tłumaczy Jarosław Król, wiceprezes UOKiK. Obecnie brakuje precyzyjnych regulacji ws. dochodzenia praw przez kupujących czy obowiązków informacyjnych sprzedawców.
Ustawa dotyczy kupujących online i nabywających towary poza lokalem przedsiębiorcy (np. od akwizytorów) oraz w tradycyjnych sklepach. Zakłada m.in., że będziemy mieli 14 dni, zamiast dotychczasowych 10, na to by bez podania przyczyny zwrócić towar kupiony przez internet, telefon czy od akwizytora. Jeżeli nie zostaniemy poinformowani o tym prawie, termin ten przedłuży się do 12 miesięcy. Wprowadzony zostanie jednolity wzór odstąpienia od umowy.
Co więcej konsument będzie musiał być w jasny sposób poinformowany o wszystkich kosztach wynikających z umowy. W przeciwnym razie, klient będzie mógł domagać się zwrotu płatności. Chodzi w szczególności o często ukryte koszty przedłużonej gwarancji czy np. dostarczenia produktu do domu. Najważniejsze zmiany przedstawia poniższa tabela.
Druga strona medalu, czyli klient jednak traci
Niestety, oprócz szeregu korzystnych dla konsumenta zmian, projekt przewiduje nałożenia na firmy mnóstwa obowiązków niewymaganych przez dyrektywę i daleko wykraczających poza jej zakres. - Zmiany w prawach konsumentów są konieczne - przyznaje Magdalena Piech ekspert Konfederacji Lewiatan. - Nie chcemy jednak, by konieczność implementacji przepisów unijnych stała się pretekstem do zaostrzania przepisów krajowych w zakresie nieobjętym omawianą dyrektywą - dodaje.
Firmy nie kryją, że niektóre przepisy mogą być wręcz zabójcze. Włodzimierz Schmidt, prezes zarządu Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska zrzeszającej firmy handlujące w internecie, na spotkaniu z twórcami ustawy pytał wprost: "Czy przedsiębiorcy przeżyją nowe przepisy?".
Pytanie jest tym istotniejsze, bo "legislacyjny gorset" może sprawić, że firmy będą wycofywać się z branży, a co się z tym wiąże - zatrudniać także mniej pracowników. Niewykluczona jest także fala spraw sądowych przeciw klientom spowodowana, wbrew intencjom prawodawcy, niejasnymi przepisami. A koszty sprostania obowiązkom informacyjnym spadną na klienta w postaci wyższych cen produktów.
Mimo zamierzeń brak precyzji
Gwoździem do trumny m.in. producentów elektroniki może być jeden z jej przepisów zakładający, że już przy drugiej usterce sprzętu klient będzie mógł zażądać jego wymiany na nowy. Warunkiem jest, by była to "istotna wada". Problem w tym, że nikt nie wyjaśnił, co należy przez to rozumieć. - Trudno powiedzieć, by np. zepsuta nawigacja w jachcie czy przepalona żarówka w tylnym świetle auta nie były "istotnymi wadami" - mówi w rozmowie z tvn24bis.pl Wojciech Konecki, dyrektor generalny CECED Polska, którzy zrzesza producentów sprzętu AGD.
Nowe auto i jacht zamiast naprawy
Czy więc w takim wypadku właściciel będzie mógł żądać nowego jachtu? W świetle nowych przepisów - jak najbardziej. Dlatego już teraz producenci liczą się z olbrzymią ilością pozwów przeciwko konsumentom, by w sądzie dochodzić swoich praw. I koniec końców może się okazać, że to konsumenci będą bardziej poszkodowani. Wbrew idei, która przyświecała zmianom.
Może jednak nie będzie aż tak źle i producenci powinni po prostu zainteresować się ponownym wykorzystaniem zwróconego sprzętu? Jak się okazuje, w tym wypadku sprawa nie jest taka prosta. Bo trudno ponownie sprzedać komuś zużytą pralkę czy lodówkę, która po kilku latach staje się istną bombą ekologiczną. A konsumenci nie chcą kupować nieefektywnego produktu. Czasem także naprawa nie opłaca. Nikt nie będzie wydawał 20 zł na naprawę czajnika, gdy już za 50 zł może mieć nowy. - Powstanie nieprawdopodobny napływ śmieci - alarmuje Konecki. Zwraca uwagę, że promowana w UE zasada zakładająca ograniczanie odpadów "jeszcze przed ich powstaniem", tutaj jest "absolutnie lekceważona".
Lekceważone są także setki małych firm serwisowych, które naprawiają wadliwy sprzęt. Zależność jest prosta: producentom nie będzie się opłacało naprawiać artykułów, co automatycznie zmniejszy liczbę zleceń dla serwisów. Te w obliczu braku pieniędzy będą upadać. - Połowa punktów serwisowych padnie - mówi prost ekspert. A z pomocą nie przyjdą nawet sprzedawcy, którzy mogliby "zniechęcić" klienta do oddania sprzętu i przekonać do naprawy lub zwrotu pieniędzy. Oni, podobnie jak konsument, nie muszą mieć wiedzy technicznej i znać się na oferowanych produktach. Jeśli więc przyjdzie klient i powie, że chce wymienić wadliwy sprzęt na nowy, to sprzedawca nawet nie będzie sprawdzał, czy ma rację i czy nie jest to przypadkiem drobna wada, którą można szybko usunąć. I "lekką ręką" będzie wymieniał artykuły na nowe. - A to rodzi olbrzymie ryzyko nadużyć i dotyczy wszystkich branż i produktów: od jachtów, przez samochody, po meble - zwraca uwagę Konecki. Wszystko przez nieprzemyślane przepisy.
Patelnia i stos dokumentów
Te zaś, wcale nie muszą być tak ostre, bo dyrektywa zostawia dużą dowolność krajom członkowskim. Przykładem jest m.in. ustalona w unijnym akcie kwota, do której akwizytor jest zwolniony z przedstawiania szczegółowych informacji na temat produktu. W dyrektywie jest to 50 euro, czyli ok. 200 zł. Polska ustawa ustala stawkę na poziomie 50 zł. Każdy, kto w naszym domu będzie chciał sprzedać nam krem czy patelnię za 51 zł, będzie musiał przedstawić stos dokumentów na temat wytwórcy produktu, adresie jego siedziby itp.
Kolejnym ciosem jest brak zapisów w sprawie kosztów naprawy. Zdaniem Koneckiego powinno się rozważyć powrót do przepisu, który zobowiązywał konsumenta do dostarczenia na własny koszt urządzeń o masie np. do 10 kg. Dobrym rozwiązaniem byłoby też obciążenie konsumentów kosztami nieuzasadnionych wezwań serwisu do domu, bo tych wbrew pozorom jest naprawdę dużo. - Około 20 proc. wezwań jest bezzasadnych - przyznaje Konecki - Ludzie potrafią dzwonić z pretensjami, że sprzedano im pralkę-bubel, a na miejscu okazuje się, że nie potrafili po prostu jej prawidłowo rozpakować i odblokować - dodaje.
Przedsiębiorcy pod sąd czyli czy podać telefon do prezesa?
I ostatni przykład nieprecyzyjnych przepisów dotyczy obowiązków informacyjnych przedsiębiorcy. Ten musi podać "dane identyfikujące" firmę, czyli m.in. organ, który zarejestrował firmę i numer KRS, adres pocztowy czy numer telefonu. Czy więc firma musi podać telefon do prezesa, czy wystarczy tylko numer infolinii? Nie wiadomo, a Krajowa Rada Radców Prawnych ostrzega, że w ustawie nie podano wszystkich danych wymaganych od przedsiębiorcy, co "może skutkować poczuciem niepewności". "Mimo wymienienia wszystkich informacji przedsiębiorcy nadal nie mogą być pewni, że zrobili to dobrze" - pisze w ekspertyzie dla Sejmu Rafał Stankiewicz KRRP. A stąd już tylko krok do zarzutów "o naruszenie zbiorowych interesów konsumentów" w wyniku naruszenia obowiązku udzielania rzetelnej, prawdziwej i co najważniejszej pełnej informacji.
Wyborca nasz pan?
Prace nad projektem zakończyła powołana specjalnie do tego sejmowa podkomisja. Po Wielkanocy zajmie się nim komisja gospodarki. Żadne postulaty przedsiębiorców nie zostały uwzględnione. W sprawozdaniu pojawiły się głównie redakcyjne zmiany do projektu. - Sprawozdanie, z którym idziemy do komisji gospodarki jest konsensusem między interesami konsumentów a przedsiębiorców - powiedział przewodniczący podkomisji Tadeusz Aziewicz (PO). - Zobaczymy, jakie będą decyzje całej komisji gospodarki, ale ja będę bronił sprawozdania podkomisji. Mam nadzieję, że produkt, który przedstawimy, zostanie uznany za dobry - zaznaczył.
Jedynym pocieszeniem pozostaje dla nich fakt, że politycy chcą, aby ustawa weszła w życie dopiero we wrześniu, choć powinna już w czerwcu. - Musimy dać czas przedsiębiorcom, by dostosowali swoje działania do nowych przepisów, a konsumentom, by dotarła do nich informacja o nowych przepisach - tłumaczył Aziewicz. A znawcy branży przyznają, że w roku wyborczym konsumenci zyskali silne wsparcie posłów, podczas gdy przedsiębiorcy zeszli całkowicie na drugi plan.
Autor: Radosław Fellner//gry / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | sxc.hu