Znowu huśtawka na Wall Street. Najpierw inwestorzy uwierzyli, że rządowy plan częściowej nacjonalizacji kilku banków poprzez zakup ich akcji za 250 mld dolarów zakończy kryzys. Później jednak dotarły do nich prognozy wieszczące słabe wyniki wielkich spółek, jak PepsiCo, Mocrosoft i Intel, oraz że gospodarka pogrąży się w recesji. Ceny akcji ostro zjechały w dół, a sesja zamknęła się na minusie.
Słabnie apetyt na akcje
Główny indeks giełdy przy Wall Street Dow Jones Industrial Average zyskał na samym otwarciu blisko 200 punktów, czyli prawie 2 procent, a potem ruszył pionowo w górę. Przez pierwszych kilkadziesiąt sekund handlu zyskał ponad 400 punktów zbliżając się do poziomu 9.800 pkt. Na tyle starczyło optymizmu. Po 10 minutach handlu apetyt na akcje wyraźnie się zmniejszył. Dlaczego?
W poniedziałek Dow Jones zyskał 11,1 proc., czyli 936 punktów. Był to największy w skali punktowej wzrost tego indeksu w historii. Podobnie zachowywały się pozostałe najważniejsze wskaźniki cen akcji w USA. Pierwsze minuty wtorkowego handlu wyglądały tak, jakby w jak najkrótszym czasie, kolejnym skokiem inwestorzy chcieli odreagować zakończone w piątek osiem dramatycznych sesji, w czasie których główny indeks stracił 2.400 punktów, czyli 22 proc. Nie udało się.
Otwarcie sesji było hurraoptymistyczne po poniedziałkowym, największym w historii NYSE rajdzie w górę. Wtorkowy skok nastąpił po zapowiedziach, że rząd kupi akcje banków za 250 mld dolarów. Ale te informacje szybko usunęły się w cień.
Recesja stuka do drzwi
Optymizm zgasł, gdy na rynek trafiły nowe prognozy mówiące, że wyniki PepisiCo, Microsoftu i Intela były w III kwartale słabe. Analitycy przewidują, że popyt na komputery będzie mniejszy. Spadają też zamówienia na napoje i przekąski. Po sesji jednak Intel opublikował zyski nieco lepsze od prognoz, choć słabsze przychody ze sprzedaży. Zysk Intela wzrósł o 12 proc., a przychody o 1,3 proc.
Niektórzy analitycy sądzą, że gospodarka USA pogrąży się w największej recesji przynajmniej od 1982 roku. Profesor ekonomii na uniwersytecie w Kalifornii Bradford DeLong uważa, że może to być najgorszy kryzys od lat 80.
Podobne przewidywania dotyczą największej europejskiej gospodarki.
Z kolei według władz Irlandii, PKB tego kraju spadnie w tym roku o 1,3 proc., a w 2009 roku o dalsze 0,8 proc. - poinformował minister finansów Brian Lenihan.
Z amerykańskich sondaży wynika ponadto, że większość mieszkańców USA spodziewa się pogłębienia obecnego kryzysu finansowego. Nie wierzą oni również w to, aby którykolwiek z kandydatów na prezydenta USA, Barack Obama czy John McCain, mógł temu skutecznie przeciwdziałać.
W Nowym Jorku zrobiło się smutno
- Oderywać obie nogi od ziemi byłoby teraz zbyt ryzykowne - powiedział Bloombergowi Richard Weiss, który jest szefem od inwestycji wartych 60 mld dolarów w City National Bank w Beverly Hills.
Dow Jones, który po ostrym zjeździe w dół o ponad 300 punktów przez parę godzin był w okolicach zera. Ptem dalej poszedł w dół i ostatecznie zakończył dzień na minusie. Na zakończenie notowań stracił 0,8 proc.
Prawie tak samo jak Dow Jones zachował się we wtorek indeks najbardziej wartościowych amerykańskich spółek Standard and Poor's 500, który skoczył o ponad 1,5 proc., a potem także dalej wspinał się w górę. Podobnie jak DJ zaczął po kilkunastu minutach notowań zjechał w dół, podobnie huśtał się po obu stronach kreski, a zamknął na poziomie niższym o 0,5 proc. niż w poniedziałek.
Nieco inaczej zachował się technologiczny Nasdaq, który najpierw wystrzelił o blisko 3 proc., ale zaraz potem zjechał w dół. Nie minęła godzina handlu i zszedł na minus ześlizgując się nawet poniżej 1.800 punktów. Na dwie godziny wzbił się ponad ten poziom, ale zakończył dzień poniżej niego i znacznie gorzej niż pozostałe indeksy. Stracił 3,5 proc.
Europa rosła przez cały dzień
Na głównych europejskich giełd indeksy szły w górę we wtorek drugi dzień z rzędu. Londyński FTSE osiągnął na zamknięciu wzrost o 3,2 proc., pomimo informacji o tym, że inflacja w Wielkiej Brytanii osiągnęła najwyższy poziom od 16 lat.
Inwestorzy we Frankfurcie zlekceważyli głosy analityków mówiących, że największa europejska gospodarka "stoi na krawędzi recesji", i DAX zakończył wtorkową sesję na 2,7-proc. plusie. Paryski CAC wzrósł do końca notowań o 2,8 proc.
Źródło: bloomberg.com
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA