Dekadę po pierwszym rozszerzeniu Unii Europejskiej na wschód czas skończyć z dzieleniem jej członków na starych i nowych - uważają politycy i eksperci z krajów, które weszły do Unii w 2004 r. Dawna linia podziału zanika, zwłaszcza po kryzysie, gdy wschód UE stawiano za wzór.
- Po 10 latach czasem wciąż wprawdzie możemy się czuć jak nowicjusze w europejskiej rodzinie, ale podział na starych i nowych członków, który istniał przez długi czas, już się zdezaktualizował – powiedział niedawno dziennikarzom w Brukseli minister finansów Litwy Rimantas Szadzius. Jego kraj przygotowuje się do przyjęcia od przyszłego roku wspólnej europejskiej waluty, co uczyniła już większość z dziesięciu państw, które weszły do Unii 1 maja 2004 r.; z przyjęciem euro czekają jeszcze tylko trzy kraje z tej grupy: Polska, Czechy i Węgry. Zdaniem Szadziusa dziś coraz bardziej istotny w pracach UE staje się podział na strefę euro, zacieśniającą integrację po kryzysie, oraz kraje spoza obszaru wspólnej waluty.
Wpływ kryzysu
Kryzys finansowy i gospodarczy zmienił mapę podziałów w Unii Europejskiej, gdy okazało się, że problemy mają kraje strefy euro na południu. "Oś Północ-Południe w dużej mierze zastąpiła dawną oś między Zachodem a Wschodem" - ocenili autorzy raportu pt. "Europa Środkowa gotowa na przyszłość", opracowanego pod auspicjami think-tanków Central European Policy Institute w Bratysławie i warszawskiego demosEuropa. Według raportu pojęcie "nowej Europy" nie oznacza już "nowo przyjętych do klubu bogatych starych demokracji", ale opisuje kraje, które - mimo swej trudnej historii – wykazują się zdolnością do reform politycznych i społecznych oraz poradziły sobie z kryzysem lepiej niż południe Europy, a nawet niektóre państwa na północy UE. Przykładem są kraje bałtyckie, które w 2009 r. przeżyły recesję na poziomie kilkunastu procent PKB, a już kilka lat później, po trudnych dla swych społeczeństw reformach, spełniły kryteria wejścia do strefy euro i rozwijają się najszybciej ze wszystkich państw członkowskich.
Polska na tle Unii
Polski ambasador przy UE Marek Prawda wskazuje, że w okresie recesji w całej Unii Polska odnotowała wprawdzie minimalny, ale jednak wzrost gospodarczy. - Trudno to było zignorować - podkreślił. - W Niemczech, które zawsze z dystansem patrzyły na zdolność Polski do osiągania sukcesów gospodarczych, nagle staliśmy się przykładem kraju, który ma rozwiązania wymuszające dyscyplinę budżetową. Już w 1997 roku wprowadziliśmy konstytucyjny hamulec długu publicznego, a dziś niemiecki rząd prowadzi batalię na rzecz tego typu rozwiązań w pozostałych krajach Unii - powiedział ambasador. Zdaniem Prawdy wśród krajów na zachodzie UE czasem jeszcze pojawia się skłonność, "by odtwarzać stare podziały". Niektórzy politycy z tych państw uważają, że ponoszą większą odpowiedzialność za to, co będzie działo się z UE, że to Zachód troszczy się o interes Wspólnoty, a "kraje na dorobku" dążą głównie do tego, aby jak najwięcej skorzystać na członkostwie. - Pokazały to debaty o wieloletni budżet UE. Podział na płatników netto i odbiorców unijnych środków stawał się trochę toksyczny – przyznał polski ambasador. Jego zdaniem spór ten udało się jednak przekształcić w batalię o zachowanie polityki spójności, która pozwala na zasypywanie rowów między biednymi a bogatymi i modernizację gospodarek.
Zasypywanie rowów
Rowów między bogatym Zachodem a uboższym Wschodem Unii nie udało się jeszcze zasypać, ale po 10 latach od rozszerzenia nie są one już tak głębokie - w dużej mierze dzięki dobremu spożytkowaniu korzyści z członkostwa w UE. Według Eurostatu w 2001 r. PKB Polski w przeliczeniu na mieszkańca wynosił ok. 48 proc. średniej UE, zaś w 2012 r. – 67 proc. Czechy, które startowały z wyższego poziomu niż Polska, miały w 2012 r. PKB per capita w wysokości 81 procent średniej unijnej, zaś Słowenia – 84 proc.; to więcej niż np. Portugalia (76 proc.) i Grecja (75 proc.). Mieszkańcy wschodnioeuropejskich państw UE nadal zarabiają jednak znacznie mniej niż na Zachodzie Unii. Większość tych krajów dysponuje też znacznie gorszą infrastrukturą transportową oraz, z wyjątkiem Słowenii, wydają mniej na badania i rozwój, niż wynosi średnia unijna. Nadrabianie tych i innych zaległości, które hamują rozwój, to zadanie na kolejną dekadę.
Rosnąca pewność siebie
Eksperci CEPI i demosEuropa oceniają w cytowanym wcześniej raporcie, że region Europy Środkowej stopniowo wzmacniał poczucie pewności siebie w UE. "Grupa Wyszehradzka (Polska, Czechy, Węgry i Słowacja - red.) stała się wiarygodnym formatem i znakiem handlowym w instytucjach UE, który oznacza większą zdolność do wywierania wpływu na sprawy będące we wspólnym interesie - piszą autorzy raportu.
Ich zdaniem "region ten musi mieć większą wolę i zdolność do realizacji tych interesów w porozumieniu z innymi partnerami w UE". Według ekspertów następnym etapem powinno być umocnienie wpływu regionu na kształtowanie bieżącej polityki UE oraz planów na przyszłość.
Autor: mn/klim/ / Źródło: PAP