Przedstawiciele zarządu spółki-córki niemieckiego przewoźnika obiecali wypłacenie transportowcom części zaległych wypłat. To efekt wtorkowych rozmów, które związkowcy prowadzili z władzami firmy. Kierowcy twierdzą jednak, że rozmowy były niepotrzebne i nic nie przyniosły.
- Ustaliliśmy, że jutro kierowcy dostaną zaliczki na poczet zaległego wynagrodzenia w wysokości 500 złotych - relacjonował wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec, który także uczestniczył w rozmowach. Według niego, firma posiada sześć kont, z których pięć zostało zablokowanych. - Pieniądze z niezablokowanego konta zostaną przeznaczone na wypłaty - zaznaczył. Według szacunków, spółka jest winna pracownikom ponad 13 milionów złotych. Tymczasem na jej koncie znajduje się jedynie ok. miliona zł.
Na antenie TVN24 Jurkowlaniec zaznaczył, że mówiono także o kierowcach pozostających za granicą. - Firma RiCo ma ich w trybie pilnym ściągnąć - zapowiedział. Ponadto kierowcy mają zostać zwolnieni z obowiązku świadczenia pracy, aby mogli szukać innego zajęcia.
Rozmowy w urzędzie Przed spotkaniem transportowcy nie wykluczali blokady dróg w razie nie osiągnięcia porozumienia w rozmowach. Z kolei po zakończeniu negocjacji związkowcy byli rozgoryczeni. Zaatakowali pełnomocnika zarządu PRP Wojciecha Krausa. Według nich, to właśnie Kraus odpowiedzialny jest za zwłokę przy wypłatach zaległych pensji. Sytuacja podczas rozmowy zaogniała się, aż w końcu kierowcy zaczęli szarpać Krausa, skandując "złodzieje". Ostatecznie pełnomocnika musieli bronić policjanci, którzy odprowadzili go do samochodu. Transportowcy powtarzali, że spotkanie nie wniosło niczego nowego do sprawy.
We wtorkowych rozmowach oprócz związkowców i zarządu PRP, spółki-córki niemieckiego RiCo oraz wojewody dolnośląskiego Rafała Jurkowlańca uczestniczyli przedstawiciele Prezydium Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego. W urzędzie miejskim w Polkowicach, gdzie odbyło się spotkanie, byli także przedstawiciel Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" i przewodniczący zarządu dolnośląskiego regionu NSZZ "Solidarność" Janusz Ławnowski.
Zbyt szybki rozwój Niemiecka firma spedycyjna RiCo 5 marca ogłosiła upadłość. Jeden z największych w tej części Europy przewoźników przyznał, że ma wielomilionowe zobowiązania. Wyszło także na jaw, że spółka nie jest w stanie ściągnąć długów w terminie. Jeden z menedżerów firmy Bjoern Groeschner powiedział specjalistycznemu portalowi Verkehrs Rundschau, że w ostatnich latach spółka zbyt szybko się rozrastała.
Na forach internetowych niemieccy transportowcy zarzucają firmie, że stała się niewypłacalna, bo oferowała dumpingowe ceny, które nie pokrywały kosztów transportu.
RiCo GmbH powstała w 1992 roku w Osterode am Harz w Dolnej Saksonii. Od 2007 roku główna baza spółki znajduje się w Schopsdorf w Saksonii-Anhalt. Ma oddziały w Polsce, na Ukrainie i Rosji. Jej tabor liczy około 2500 samochodów ciężarowych i ciągników siodłowych.
Źródło: PAP, TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24