Podatek w wysokości 1,3 mln zł ma zapłacić kobieta, która aby dojechać do swojej posesji, musi korzystać z drogi leżącej na prywatnej działce. Naczelny Sąd Administracyjny uważa bowiem, że kobieta powinna zapłacić podatek liczony od wartości całej działki, a nie tylko powierzchni zajmowanej przez drogę, z której korzysta.
Sprawa dotyczy działek pod Warszawą: jedna z nich, zabudowana, nie ma dostępu do drogi publicznej. Oddziela ją od niej działka niezabudowana (o powierzchni 60 tys. mkw., wartość szacunkowa ponad 16,5 mln zł), na której niebawem właściciel chce wybudować duże centrum dystrybucyjne. Właściciele obu działek chcieli porozumieć się, co do zasad bezpłatnego udostępnienia drogi dojazdowej do zabudowanej działki - tej należącej do kobiety. Powierzchnia zajęta przez ową drogę to 64 m kw.
Problem pojawił się, gdy doszło do ustalenia, jakiej wysokości podatek kobieta korzystająca z drogi powinna odprowadzać do fiskusa.
Właściciel takiej nieruchomości może domagać się ustanowienia za wynagrodzeniem drogi koniecznej (w tej sprawie nie domagał się). Pozostała kwestia podatku do urzędu skarbowego, bo zgodne z przepisami ustawy o podatku od spadków i darowizn, w "przypadku służebności", (a na takich zasadach miałaby korzystać z drogi kobieta), podstawa opodatkowania wynosi 4 proc. wartości rzeczy obciążonej służebnością, a ta wartość przemnożona jest przez 10 lat. W tym wypadku podstawa opodatkowania wynosiłaby więc ponad 6,6 mln zł, czyli 40 proc. wartości całej nieruchomości, przez którą przebiega dojazd do drogi publicznej. Według przepisów podatkowych kobieta musiałaby zapłacić podatek przewidziany dla III grupy podatkowej, czyli przewidziany dla osób niespokrewnionych. Łącznie - ponad 1,3 mln zł.
NSA – wypadek "jednostkowy"
W tej sytuacji właścicielka działki pozbawionej dostępu do drogi publicznej wystąpiła do ministra finansów o interpretację podatkową. Uważała, bowiem, że powinna zapłacić podatek tylko od powierzchni, jaką zajmuje droga, z której miałaby korzystać. Płaciłaby wtedy podatek w wysokości 17,6 tys. zł. Gdyby stosować przepisy ściśle według ustawy, "skutkowałoby to nałożeniem na nią dotkliwej i w praktyce niemożliwej do uregulowania sankcji".
Jak podała "Gazeta Prawna" minister finansów uznał jednak, że przepisy należy zastosować wprost i podatek powinien wynosić 1,3 mln zł. Kobieta odwołała się więc do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Chciała, by sąd skierował pytanie prawne do Trybunału Konstytucyjnego, aby ocenił obowiązujące przepisy ustawy o podatku od spadków i darowizn. WSA nie zdecydował się na to, ale uchylił interpretację ministerstwa i zaakceptował wyliczenie podatku zaproponowane przez kobietę, jako "konstytucyjne".
Sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. NSA stwierdził, że takie rozstrzygnięcie narusza prawo, ponieważ wprowadza sposób obliczenia podatku niezgodny z ustawą. Sąd odmówił również skierowania sprawy do Trybunału, ponieważ jest to tylko sprawa dotycząca interpretacji podatkowej, wypadek "jednostkowy" i nie przesądza o wątpliwościach konstytucyjnych.
Autor: Klim/ / Źródło: Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław | M.Nawrocki