1981. Rozmowy o stanie wojennym

Waldemar Kuczyński: Bałem się, co będzie dalej. Moja żona psychicznie pękła

Przywieźli nas do aresztu na Białołęce późną nocą, stłoczonych w więźniarkach po kilkunastu, jak sardynki w puszce - wspomina swoje aresztowanie 13 grudnia 1981 roku Waldemar Kuczyński, w chwili wprowadzenia stanu wojennego doradca NSZZ "Solidarność". - Bałem się o życie. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Kiedy dowiedzieliśmy się, że to nie radziecka interwencja, ale operacja generała Jaruzelskiego, odetchnąłem z ulgą - mówi były wicenaczelny "Tygodnika Solidarność" w rozmowie z Konradem Piaseckim. W więzieniach PRL spędził w sumie prawie rok. Po wypuszczeniu w lutym 1982 roku - z powodu ciężkiej choroby córki - wyjechał z Polski. Dziś, z perspektywy 40 lat, ocenia stan wojenny jako najmniejsze zło, które mogło w tamtym momencie spotkać Polskę. - Wiedziałem, że jeśli Jaruzelskiemu się nie uda, w rezerwie stoją siły komunistycznego imperium. Sprawa była przegrana, Breżniew nie dopuściłby do upadku socjalizmu w naszym kraju. Chodziło o to, żeby została przegrana w sposób jak najmniej bolesny - ocenia Kuczyński.