Podczas dorocznego posiedzenia Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego odbywającego się na indonezyjskiej wyspie Bali skupiono się na rozwoju napięć w relacjach handlowych między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Jak podkreślano, wojna handlowa zaszkodziłaby światowemu wzrostowi gospodarczemu.
Ostatnie kilka miesięcy upłynęły pod znakiem zaogniającego się konfliktu handlowego między USA i Chinami. Obydwie potęgi gospodarcze zaczęły nakładać nowe cła na kolejne grupy importowanych towarów, co wywołało niepokój na rynkach finansowych, obawiających się przerodzenia sporu w wojnę handlową, mogącą mieć negatywny wpływ na światowy handel i inwestycje.
Christine Lagarde, dyrektor MFW, zaapelowała o zakończenie sporu. - Z pewnością mamy nadzieję, że nie zmierzamy ani w kierunku wojny handlowej, ani wojny walutowej. W obu przypadkach będzie to szkodliwe dla wszystkich uczestników. A także dla wielu niewinnych obserwatorów - stwierdziła.
Słaby juan
Szefowa Funduszu odniosła się także do deprecjacji (spadku wartości - red.) chińskiego juana, który od marca do sierpnia stracił na wartości 8 procent w stosunku do dolara.
Francuzka podkreśliła, że jest to spowodowane głównie umacniającym się dolarem, albowiem w odniesieniu do pozostałych walut chińska waluta osłabła w znacznie mniejszym stopniu.
Jednocześnie Lagrde zaapelowała do władz chińskich o uwzględnienie rekomendacji MFW dotyczących dążeń do w pełni płynnego kursu waluty.
Prezydent USA Donald Trump regularnie oskarża Pekin o manipulowanie kursem juana jako nieuczciwych praktyk w celu uzyskania przewagi konkurencyjnej.
Konflikt grozi koniunkturze
Obawy szefowej MFW podzielił Jim Yong Kim, szef Banku Światowego. Argumentował, że realizacja polityki sprzecznej z agendą BŚ negatywnie odbije się na światowym wzroście gospodarczym.
Na tej samej konferencji zapowiedział wsparcie dla Indonezji, zmagającej się ze skutkami trzęsienia ziemi. Nie zakłóciło to jednak spotkania przedstawicieli MFW i Banku Światowego.
Autor: ah//dap / Źródło: PAP