Rejsy Polskich Linii Lotniczych LOT odbywają się zgodnie z planem, bez związku z odbywającą się pikietą związkową w siedzibie LOT w Warszawie - zapewnił dyrektor biura komunikacji LOT Adrian Kubicki. Od godziny 5.00 rano w czwartek kilkadziesiąt osób pikietuje w siedzibie spółki w Warszawie. W ten sposób związkowcy rozpoczęli strajk, który ma polegać na dobrowolnym, powszechnym powstrzymaniu się od wykonywania obowiązków.
Kubicki podkreślił na antenie TVN24, że do pracy na poranne loty stawiły się załogi w komplecie. - Chcą pracować i nie dały się sprowokować do uczestniczenia w politycznym wiecu, politycznej akcji, która tak naprawdę miałaby na celu sparaliżowanie firmy w sposób nielegalny - dodał.
- Możecie państwo obserwować dzisiaj tablicę odlotów. Wszystkie odloty odbywają się zgodnie z planem - oznajmił Kubicki.
Karol Sadowski, pełnomocnik Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych, zaznaczył jednak w rozmowie z TVN24, że ze względu na strajk może dojść do sytuacji, w której niektóre samoloty nie odlecą.
Innego zdania jest Kubicki. - Do końca dnia nie powinniśmy się spodziewać odwołanych lotów z powodu strajku związkowców - powiedział w rozmowie z PAP.
- Kolejne rejsy w ciągu dnia obsługiwane są przez nasze załogi również bez jakiegokolwiek najmniejszego kłopotu - poinformował.
"Kodeks pracy przewiduje sankcje"
Jak dodał, "największa manifestacja odbywa się dziś na lotnisku, gdzie do pracy stawiło się normalnie prawie tysiąc naszych pracowników, a w pikiecie uczestniczy kilkadziesiąt, około 50 osób". Pytany, czy spółka ma informacje, ile osób nie stawiło się do pracy, powiedział, że na bieżąco jest to weryfikowane i z zebranych informacji, wynika, że 10 osób przyznało, iż nie stawiło się do pracy z powodu strajku.
Kubicki przypomniał, że pracownikom, którzy zdecydują się na strajk, nie należy się wynagrodzenie. - Ta odpowiedzialność wykracza poza kwestię wynagrodzenia. Kodeks pracy przewiduje sankcje za nieusprawiedliwione niestawienie się do pracy. To nie jest kwestia tego, czy my będziemy przesądzać, czy osoby, które nie stawiły się do pracy zostaną zwolnione, czy też nie. Ale jeśli mówimy, że ten strajk jest nielegalny, to musimy zachować pełną stanowczość wobec tego, czy to prawo jest przestrzegane, czy też nie - wyjaśnił.
Czego chcą związkowcy?
Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona z pracy.
Innym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. Stare zasady dotyczące wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą m.in. od wylatanych godzin.
Związki zawodowe krytykują też władze spółki za to, że nowi pracownicy, np. stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą.
- Zarząd stosuje własne, nieznane do końca nikomu reguły wynagradzania. To dziwne, że w spółce nie przestrzega się Kodeksu pracy i nie rozmawia się konstruktywnie o warunkach płacowych z pracownikami. Chcemy te warunki ustalić w konkretnym regulaminie wynagradzania, który byłby korzystniejszy, dawał stabilność warunków płacy dla pilotów, stewardess i innych pracowników LOT-u - powiedział Sadowski w rozmowie z reporterką TVN24.
- Szukamy rozwiązań, chcemy je znaleźć - zapewnił.
Piotr Rudzki z biura prasowego Lotniska Chopina powiedział, że warszawski port nie przewiduje żadnych utrudnień. - Współpracujemy na bieżąco ze służbami LOT-u, jesteśmy z nimi w stałym kontakcie i będziemy reagować stosownie do sytuacji, ale na ten moment nie ma takiej potrzeby - dodał.
Autor: tol//dap / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jacek Bonczek/LOT