Wicepremier Janusz Piechociński chce ratować zadłużonych we franku szwajcarskim. Może i faktycznie komuś zadłużonemu we frankach pomoc jest potrzebna, ale odnoszę wrażenie, że w pomyśle wicepremiera wszystko jest na opak.
Wicepremier chce pomagać poprzez czasowe wstrzymanie spłat kapitału, tak aby miesięczne raty były niższe. Związek Banków Polskich odniósł się dziś do tej inicjatywy życzliwie. Dla każdego przytomnego człowieka już ten sam fakt stanowi poważne ostrzeżenie. Gdyby pomysł wicepremiera miał pomagać kredytobiorcom, to banki zapewne byłyby przeciw. A nie są. Nietrudno odgadnąć dlaczego.
Wstrzymanie spłat kapitału oznacza, że przez jakiś czas płacimy bankowi tylko odsetki. Czyli raty faktycznie są mniejsze, ale za to wartość kredytu po zapłaceniu raty nie spada. Z punktu widzenia banku to doskonały pomysł na zwiększenie rentowności kredytu, a więc także generalnie rentowności biznesu. Raty co miesiąc są wprawdzie mniejsze, ale bank i tak dostanie wszystko, co ma dostać. Tyle, że w dłuższym okresie czasu. Co więcej – dzięki takiemu rozwiązaniu kredytobiorca łącznie zapłaci bankowi więcej, a nie mniej. Z punktu widzenia banku korzyści przewyższają niedogodność polegającą na tym, że miesięczny przypływ gotówki z rat będzie przez jakiś czas nieco mniejszy.
Pomysł wicepremiera jest nietrafiony także z innego powodu – rozwiązuje nie ten problem, co trzeba. Głównym bowiem problemem osób zadłużonych w CHF nie jest wysokość rat, ale wysokość łącznego zadłużenia. A konkretnie to, że łączna wartość kredytu często jest wyższa niż wartość nieruchomości. To z kolei oznacza, że tej nieruchomości praktycznie nie da się sprzedać. To jest zdecydowanie największy problem większości osób zadłużonych w CHF – przy obecnym kursie franka i obecnych cenach mieszkań są uwięzieni w kredycie. Nawet gdyby uznali, że ich nie stać na taki kredyt, to nie mogą się go pozbyć, bo nie mogą sprzedać mieszkania i na przykład zamienić go na mniejsze, za mniejszy kredyt, już nie w CHF.
Problemem nie jest bieżąca wysokość rat, bo gdyby to był problem, to kredyty te spłacałyby się gorzej (a spłacają się najlepiej ze wszystkich). Problemem jest to, że zadłużeni widzą, że nie uwolnią się od tych rat w żaden sposób jeszcze przez wiele lat – bo dziś wyjście z tej sytuacji i zamiana mieszkania na mniejsze związana jest z dopłatą dla banku wielu tysięcy złotych, których najczęściej ci zadłużeni nie mają. Ta perspektywa wpływa na zachowanie zadłużonych w CHF zarówno na rynku jako konsumentów, jak i na rynku pracy jako pracowników. W obydwu przypadkach jest to zachowanie szkodzące gospodarce, bo hamujące popyt na rynku, tak więc akurat ten problem można by spróbować rozwiązać. Można by próbować kombinować z refundacją ze strony państwa dla zadłużonego różnicy pomiędzy wartością kredytu a wartością mieszkania, tak aby pozbywając się kredytu przed czasem nie musiał do tego dopłacać. Decyzją polityczną jest, czy byłaby to zapomoga bezzwrotna, czy forma pożyczki, którą obywatel potem musiałby jakoś państwu oddać na przykład w wyższych podatkach. Nie mówię, że to dobry pomysł, bo z pewnością materia jest skomplikowana i bardzo trudno byłoby zbudować taką konstrukcję, która nikogo nie krzywdzi i nie komplikuje polskiego systemu prawno-podatkowego w sposób absurdalny. Nie wiem też, jak duże byłoby faktyczne zapotrzebowanie na tak przykrojoną pomoc.
Chodzi mi tylko o to, że polityk, który deklaruje chęć pomocy dla zadłużonych w CHF powinien kombinować w tę stronę, a nie w tę, w którą kombinuje wicepremier Piechociński. Jego pomysły zadłużonym nie pomogą w niczym, za to bankom pomogą zwiększyć rentowność.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock