Rok 2015 jest w Europie rokiem bankructw państw. Co najmniej jednego państwa – Ukraina bowiem mówi o tym całkiem wprost. Dobrze znane są też obawy o Grecję. A ostatnio pojawiły się opinie, że tak właściwie niedawno zbankrutowała Austria – i to jest przypadek najciekawszy.
Wszystko zależy od tego, co rozumiemy poprzez bankructwo państwa. Na chłopski rozum bankructwo jest wtedy, jak ktoś ma długi i nie jest w stanie ich obsłużyć. Zgodnie z definicjami stosowanymi przez agencje ratingowe wystarczy raz się spóźnić ze spłatą długu albo odsetek na czas i już mamy tak zwany "default". Taką klasyczną sytuację możemy mieć w Grecji – tam długi są ogromne, kraj jest odcięty od rynkowego finansowania z zewnątrz, w budżecie pieniędzy nie ma, więc jedyną możliwością uniknięcia bankructwa jest pomoc ze strony Unii Europejskiej, MFW i ECB. Rozmowy trwają, ale zagrożenie bankructwem jest wysokie.
Sytuacja Ukrainy jest nieco inna. Tutaj MFW już udzielił pomocy, ale właśnie, pod warunkiem że Kijów zbankrutuje, czyli, że nie spłaci swoich starych długów wobec wierzycieli prywatnych (ale także wobec Rosji). Ukraina zapowiedziała taki zamiar wierzycielom i teraz rozmawia z nimi jak to zrobić. Jak dużą stratę są oni w stanie przyjąć i co zrobić z tą częścią pieniędzy, które Ukraina może oddać, ale woli to zrobić inaczej niż się umawiano – czyli później i z mniejszymi odsetkami. Taka „restrukturyzacja” długu polegająca na tym, że wierzyciel dostanie albo mniej pieniędzy, albo później niż miał je dostać też spełnia warunki definicji bankructwa państwa. Moment bankructwa też łatwo tu wyznaczyć. Ukrainę będzie można uznać za bankruta 5 maja. 27 kwietnia przypada spłata długu jednego z ukraińskich państwowych przedsiębiorstw. To obligacje gwarantowane przez państwo i zaliczane w skład długu publicznego Ukrainy. Minister finansów Ukrainy niedawno zapowiedziała jasno, że ta pożyczka nie zostanie spłacona. Zgodnie z prospektem emisyjnym tych obligacji tak zwany „grace period”, czyli dopuszczalny poślizg z płatnością, to 5 dni. 5 dni roboczych po 27 kwietnia, to 5 maja.
Najciekawsza jest jednak sytuacja w Austrii, bo może mieć najpoważniejsze konsekwencje dla rynków finansowych i gospodarek w Europie. Kilka lat temu jeden z austriackich prywatnych banków Hypo Alpe Atria stracił sporo pieniędzy głównie na inwestycjach na Bałkanach. Potem w ramach ratowania bank znacjonalizowano, a następnie funkcjonował on finansując się poprzez emisję obligacji, które były gwarantowane przez austriacki land – Karyntię. Oczywiście, na poziomie wyższym wszystkie zobowiązania landów są gwarantowane przez rząd federalny w Wiedniu. A gwarancja landu wobec długu banku, to też zobowiązanie. Czyli nabywcy obligacji banku Hypo Alpe Atria (przekształconego w międzyczasie w fundusz o nazwie Heta) mogli uważać, że to tak jakby kupowali obligacje Austrii – kraju z najwyższym możliwym ratingiem. Parę tygodni temu okazało się, że Heta nie jest w stanie sama obsłużyć długu, zawiadomiła więc władze Karyntii, które dług gwarantowały. Okazało się, że Karyntia nie ma pieniędzy, bo chodzi o kwotę ponad 10 mld EUR. Następnie okazało się, że rząd w Wiedniu wprawdzie ma pieniądze, ale nie ma zamiaru ich wydawać na ratunek prywatnych wierzycieli banku. W tym celu nawet przegłosowano odpowiednią ustawę. Dodatkowo austriacki nadzór finansowy postanowił Hetę zlikwidować zostawiając wierzycieli na lodzie. Na rynku pojawiają się już opinie, że jeśli po pierwsze bankructwo jest wtedy, kiedy kraj nie wypełnia swoich zobowiązań finansowych, po drugie gwarancja wobec czyjegoś długu, to też zobowiązanie finansowe, to najpierw Karyntia, a potem Austria wycofując się z gwarancji tak naprawdę spełniają warunki bankructwa.
Dlaczego ta sytuacja może być poważniejsza niż te na Ukrainie i w Grecji? Ponieważ cały system finansowy Austrii, a także Niemiec, to kombinacja zobowiązań opartych o gwarancje landów albo rządów federalnych, czyli o wartości absolutnie niepodważalnej jak do tej pory. Jeśli teraz posiadacze jakichś innych gwarantowanych przez państwo obligacji wyemitowanych przez jakieś inne, małe banki w Austrii, czy w Niemczech uznają, że te gwarancje nie do końca są gwarancjami na 100 procent, to mogą uznać, że lepiej te obligacje sprzedać. To może oznaczać, że wkrótce spora część sektora finansowego będzie mieć problem z finansowaniem swojej działalności. To z kolei może oznaczać albo poważne turbulencje na rynku, albo poważne wydatki rządowe na wsparcie tych banków, czyli pogorszenie sytuacji fiskalnej Niemiec lub Austrii. Nie jest to scenariusz bazowy, ale na pewno prawdopodobieństwo takiego scenariusza po ruchu ze strony Wiednia znacząco wzrosło.
O Grecji i Ukrainie będziemy z pewnością słyszeć dużo przez cały rok. Obawiam się, że o Austrii też jeszcze niestety usłyszymy.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock