Seks, narkotyki i przemyt - to jest odpowiedź Unii Europejskiej na pojawiające się od dawna krytyczne opinie na temat miary, jaką jest Produkt Krajowy Brutto. To zadziwiające rozwiązanie. I nie chodzi tylko o kwestię etyki i estetyki - pisze dziennikarz TVN24 Biznes i Świat Jan Niedziałek.
Do PKB wlicza się produkcję broni i amunicji oraz zamków i kłódek, którymi ryglujemy się przed bandziorami, a także karetek, które jeżdżą do ofiar pijanych kierowców - nie uwzględnia się w nim natomiast czasu, który spędzamy, bawiąc się z naszymi dziećmi, tego, jak dbamy o ich zdrowie i rozwój, ani tego, jaka jest siła naszych związków i życia rodzinnego. To nie są moje słowa. W ten sposób prawie 50 lat temu przemawiał Robert Kennedy, członek słynnego rodu. Na niedoskonałość miary, jaką jest PKB, narzeka się od dawna. Unia Europejska postanowiła coś z tym zrobić. I rozwiązanie, które wybrała, trudno mi zrozumieć. W poniedziałek - czas na Polskę. Główny Urząd Statystyczny podał, jak liczył i ile wyliczył z wielkości nierządu, narkotyków i przemytu oraz jak to wpłynęło to na PKB. Nastąpi "Wdrożenie ESA2010 do rachunków narodowych". Tak właśnie w języku statystyków mówi się na "sex, drugs and przemyt". Czarna strefa wejdzie do rachunków narodowych. Robert Kennedy chyba inaczej wyobrażał sobie ich udoskonalenie. A rachunek PKB jest bardzo ważny. Zależy od niego wielkość miary długu i deficytu do PKB, a to determinuje politykę rządu. Wielkość PKB wpływa też na wysokość środków przeznaczanych na ochronę zdrowia: z przepisów wynika, że na przedłużenie życia pacjenta o jeden rok państwo może wydać maksymalnie trzykrotność PKB na głowę mieszkańca. Z PKB zestawiamy np. wydatki na wojsko - dużo ostatnio było mowy o zwiększeniu ich do 2 procent PKB. Od wielkości Dochodu Narodowego Brutto, odmiany PKB, zależy też wielkość składki do Unii Europejskiej. Historia pojęcia PKB nie jest długa. Na dobre rządy zabrały się za podliczanie swoich gospodarek po Wielkim Kryzysie w latach 30. XX wieku. Prawie od początku z PKB był kłopot. Posiłkuję się książką autorstwa Diane Coyle "GDP: A Brief but Affectionate History". Symptomatyczne: dziękując za pomoc przy książce, Coyle wymieniła swojego pieska - Kapustę, który nie zwiększa co prawda PKB, ale pozytywnie wpływa na well-being, czyli czyni życie lepszym. Coyle zwraca uwagę na podstawowe problemy związane z PKB. 1) PKB to miara ilości, a nie jakości. Jeśli na ulice wyjadą kiedyś w pełni zautomatyzowane samochody, które same się poprowadzą, w statystyce będą ważyć tyle samo, co te "zwykłe" dzisiejsze pojazdy. Amerykański FED w swoim raporcie jeszcze w latach 90. pisał, że "PKB stworzono w czasach masowej produkcji. To prosty rachunek - ile sztuk wyprodukowano. PKB nie radzi sobie z policzeniem niewymiernych korzyści... A przecież solą życia nie jest kategoria ilości". 2) Statystycy mają problem z tym, by uchwycić korzyści z nowoczesnych technologii, a zwłaszcza internetu. Główny ekonomista Google Hal Varian szacuje, że korzyści z darmowego dostępu do wyszukiwarki sięgają 150 mld dolarów rocznie. Chodzi o swego rodzaju "nadwyżkę", którą otrzymuje konsument. To różnica między ceną, którą płaci za usługę lub produkt, a tym, jaką ma ona dla niego wartość. Pewne informacje mogę potwierdzić w internecie, nie ruszając się z domu, bezpłatnie - nie muszę jechać do biblioteki, kupować biletu, tracić czasu i pieniędzy. Korzyść jest ogromna - widać ją na każdym kroku, tylko nie w statystyce! Erik Brynjolfsson z amerykańskiej uczelni MIT podaje, że w amerykańskich rachunkach narodowych szeroko rozumiany sektor informacji ma dziś taki sam udział w PKB jak 25 lat temu.
Ekonomista Michael Mandel uważa, że PKB powinno się składać z trzech kategorii: produkcji, usług i działu: "dane" lub "informacja". Unia postanowiła dodać coś zupełnie innego. Prześledźmy teraz argumenty za rozszerzeniem GUS-owskich tabelek o nowe rubryki. Co może przemawiać za dodaniem do nich czarnej strefy? 1) Zacznijmy od... wódki. Obywatel, który pije ją w barze, wpływa dodatnio na dynamikę PKB (i budżet państwa). Gdyby zamiast tego ten obywatel siedział w domu, czytając dziecku bajkę na dobranoc, jego postawa oznaczałaby utraconą korzyść dla gospodarki mierzonej PKB. Krótko mówiąc: co wy tu opowiadacie Niedziałek, przecież PKB już teraz jest częściowo "niemoralne". Nie zgadzam się - alkohol jest amoralny, tzn. obojętny z punktu widzenia etyki. Wino to część europejskiego dziedzictwa kulturowego - pisali o tym i Arystoteles, i Kochanowski, i wielu innych. Problemem jest skala zjawiska i to, by trzymać je w ryzach, ale nie ono samo. W przypadku ekscesów, które mają wejść do PKB, jest inaczej. 2) Ktoś mógłby powiedzieć: prostytucja jest niemoralna, ale była, jest i będzie - a uregulowanie tego procederu wpłynie na jego ucywilizowanie. Holendrzy już dawno zauważyli, że ich "ucywilizowane" czerwone dzielnice to obszar, który coraz bardziej opanowują handlarze ludźmi i inni gangsterzy, czyli ci, którzy cywilizowani nie są. 3) Nieważne, czy prędkościomierz wskazuje kilometry na godzinę czy mile na godzinę - ważne, by prawidłowo mierzył.
O właśnie, i tu jest główny problem. Wielu polityków chciałoby dobrać się do mechanizmu mierzenia tempa gospodarki i ustawić wskazówkę według własnych potrzeb. Kategorię Gross Domestic Product (GDP) miałoby zastąpić Gross Domestic Happiness (GHP). Francja, Wielka Brytania czy Bhutan pracowały nad stworzeniem lub stworzyły indeks szczęścia - oprócz czynników ilościowych miał brać pod uwagę także te jakościowe. Mam wrażenie, że takim pomysłom najbardziej sprzyja spowolnienie gospodarcze. Wtedy politycy przekonują: cóż z tego, że rośniemy wolniej, przecież ważne są nasze pyszne sery, wina i Alpy. Z tymi serami to tak półżartem. Przypominam sobie przypadek Włoch. O ile pamięć mnie nie myli, pewien włoski polityk skarżył się na agencję oceniającą wiarygodność kredytową Włoch, że nie bierze ona pod uwagę dziedzictwa - dzieł sztuki, zabytków i kultury Italii! (to podstawowy błąd polegający na myleniu zasobów i przepływów; mając duże "aktywa", także te nieksięgowe, można zbankrutować, czyli stracić możliwość spłaty zobowiązań). Zostańmy na południu Europy: Grecja zafałszowała statystyki, by dostać się do strefy euro. Nie twierdzę, że nowe elementy w PKB spowodują powtórkę z tej sytuacji - ale raczej nie poprawią transparentności danych. Dane o prostytucji, przemycie i narkotykach będą szacunkowe, czyli nieprecyzyjne.
Nie tłuc termometru
"PKB mierzy wszystko, tylko nie to, co sprawia, że jesteśmy dumni z bycia Amerykanami". To znowu Robert Kennedy. Nie do końca się z nim zgadzam. Jego krytyka przypomina trochę obwinianie termometru za to, że nie mierzy ciśnienia. PKB nie jest miarą dobrobytu. Ale z drugiej strony, jakoś tak się składa, że wysokie PKB jest skorelowane z wysoką jakością ochrony zdrowia dzieci. A to Kennedy by docenił. Jego słowa może były trochę naiwne, a może nieco populistyczne, ale i tak są mądre, bo przypominają o tym, co ważne. Również w PKB.
Autor: Jan Niedziałek / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu