Za domy w Ameryce trzeba już płacić więcej niż u szczytu ostatniej hossy. Podobnie jest w Niemczech, Francji, Chinach, Kanadzie czy Australii – wynika z danych zebranych przez Open Finance. W Polsce wciąż "za metr" płacić trzeba mniej niż w 2007 roku, ale już niedługo może się to zmienić.
Open Finance przeanalizowało ceny nieruchomości w 45 krajach świata na koniec 2017 roku. Z opracowania wynika, że w 29 spośród nich ceny są wyższe niż przed kryzysem w 2007/2008 roku. Przypomnijmy, że naturalną konsekwencją pęknięcia bańki spekulacyjnej dekadę temu była przecena domów i mieszkań.
Zdaniem analityka Bartosza Turka za obecny wzrost cen nieruchomości odpowiedzialne są niskie stopy procentowe, które ułatwiają decyzję o zaciągnięciu kredytów.
- Powód jest prosty. Gdy stopy procentowe są niskie, kredyty są tanie, co skłania do zadłużania się na zakup mieszkań i domów. Wzrost popytu przekłada się wtedy na wzrost cen. Gdyby tego było mało, to jeśli banki żądają za pożyczone pieniądze niskich odsetek, to same także nie szastają pieniędzmi, gdy przychodzi do płacenia za depozyty - zauważa Turek, wyjaśniając, że "przy niskim oprocentowaniu lokat inwestorzy bardzo aktywnie szukają alternatywy dla swoich pieniędzy".
Wzrosty cen
Zdaniem eksperta wspomniane mechanizmy spowodowały, że w kraju, w którym wybuchł ostatni kryzys, czyli w USA, domy są dziś o 7 proc. droższe niż przed ostatnim kryzysem. To i tak nic w porównaniu z Norwegią, Szwecja, Austrią, Australią czy Kanadą, gdzie wzrost cen nieruchomości w stosunku do 2008 roku sięgnął 60 proc.
- Mało tego, można znaleźć też bardziej egzotyczne kraje, w których ceny w ciągu 10 lat przynajmniej się podwoiły. Z takim problemem muszą dziś mierzyć się mieszkańcy Hongkongu, Peru, Kolumbii czy Brazylii - zauważa analityk.
W Polsce
Sytuację na polskim rynku Turek nazywa "spokojniejszą". - Ceny mieszkań w największych miastach wciąż są niższe niż u szczytu ostatniej hossy. Ten wg Narodowego Banku Polskiego przypadł na trzeci kwartał 2007 roku. Postępujące przeceny spowodowały, że w połowie 2013 roku za mieszkania trzeba było płacić o 18 proc. mniej - ocenia, dodając, że "ta przecena jest jednak odrabiana".
- Pod koniec 2017 roku mieszkania były już tylko o 5 proc. tańsze niż u szczytu hossy. Najświeższe dane opublikowane na przełomie maja i czerwca 2018 roku pokazują, że w pierwszym kwartale br. wartość ta stopniała już do 3 proc. - zauważa.
Zdaniem Turka wzrost cen w Polsce powyżej stanu z rekordowego dotychczas trzeciego kwartału 2007 roku jest bardzo prawdopodobny w sytuacji dynamicznie rosnących wynagrodzeń, zatrudnienia i niskich stóp procentowych. - To dzięki nim na zakup mieszkania może sobie dziś pozwolić znacznie więcej osób niż dekadę temu, co wzmacnia hossę - zauważa.
Rynek rozgrzany do czerwoności
Pod koniec maja Główny Urząd Statystyczny opublikował dane dotyczące m.in. budownictwa mieszkaniowego w kwietniu oraz w okresie pierwszych czterech miesięcy 2018 roku. Wynikało z nich m.in., że w kwietniu inwestorzy rozpoczęli budowę blisko 23 tysięcy mieszkań, co - jak zauważył ekspert portalu RynekPierwotny.pl Jarosław Jędrzyński - stanowi najlepszy miesięczny rezultat w historii rodzimej mieszkaniówki.
Z kolei dyrektor ds. rozwoju w e-bazanieruchomosci.pl Maciej Górka zauważył, że wskaźniki mówiące o produkcji mieszkań w Polsce w pierwszych czterech miesiącach bieżącego roku potwierdzają, iż rynek mieszkaniowy jest nadal rozpędzony i, mimo drożejących kosztów budowy mieszkań, nie spowalnia. - Zarówno inwestorzy indywidualni, jak i deweloperzy wykazują duże zainteresowanie budową kolejnych mieszkań na sprzedaż - zauważył Górka.
Widać także wzrosty cen na rynkach pierwotnym i wtórnym. Średni kwietniowy wzrost cen mieszkań deweloperskich w największych miastach w Polsce licząc rok do roku wyniósł 7,5 procent - informuje rynekpierwotny.pl. Z kolei według analiz Metrohouse i Expandera ceny mieszkań na rynku wtórnym wzrosły w ostatnim roku od 4 do nawet 11 procent.
Kredytowy szał
Polacy chętnie biorą też kredyty. Tylko w pierwszym kwartale 2018 roku banki udzieliły ponad 55 tysięcy nowych kredytów mieszkaniowych o wartości bliskiej 13 miliardów złotych, co oznacza najwyższy wynik od 2011 roku. To dane Związku Banków Polskich. Jak wynika z przedstawionego pod koniec maja cyklicznego raportu Amron-Sarfin, w stosunku do poprzedniego kwartału liczba kredytów mieszkaniowych wzrosła o 23,27 procent, a ich wartość o 18,19 procent.
O tym, że zainteresowanie zaciąganiem zobowiązań pod hipotekę nie słabnie, świadczą także najnowsze dane Biura Informacji Kredytowej. Banki i SKOK-i przesłały w maju 2018 roku do BIK zapytania o kredyty mieszkaniowe na kwotę wyższą o 25,5 proc. niż przed rokiem.
Autor: ps / Źródło: tvn24bis.pl