Jak postanowiły, tak zrobiły. Żony górników z "Budryka" spędziły noc w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog". Zdeterminowane kobiety zapowiadają, że będą tam czekać na wicepremiera Waldemara Pawlaka aż do skutku.
Żony górników domagają się, aby wicepremier spotkał się z reprezentantem protestujących z "Budryka". - Żądamy, aby Waldemar Pawlak spotkał się 17 stycznia z przedstawicielem komitetu strajkowego. Chodzi o to, aby minister gospodarki zapoznał się z faktyczną sytuacją w spółce oraz z przyczynami konfliktu - tłumaczyły kobiety.
Wcześniej kobiety podkreślały, że są zdecydowane zostać w Warszawie do rana, jeżeli wicepremier do nich nie przyjedzie. - Nie pozwolimy dyplomatycznie odesłać się do domu z pustymi rączkami - mówiły.
Będą czekać na Pawlaka Żony protestujących górników z "Budryka" przebywają w centrum "Dialog". Chciały porozmawiać z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem, ale go nie zastały. Trzy z nich postanowiły spotkać się z żoną prezydenta. - Pani prezydentowa zachowała się godnie, w przeciwieństwie do wicepremiera Waldemara Pawlaka - powiedziała po spotkaniu z Marią Kaczyńską żona jednego z górników z "Budryka".
- Pani prezydentowa wyraziła nadzieję, że konflikt zostanie szybko rozwiązany na drodze porozumienia stron - powiedział po spotkaniu wiceszef biura prasowego kancelarii prezydenta Marcin Rosołowski. W rozmowach wziął też udział szef gabinetu prezydenta Maciej Łopiński.
"To już nie jest PRL, żeby sprawy górnictwa załatwiać w Warszawie" Wicepremier Waldemar Pawlak nie mógł spotkać się z kobietami, ponieważ pojechał do Lublina na doroczne spotkanie opłatkowe działaczy PSL. Przy okazji wyjaśniania dziennikarzom, dlaczego nie spotkał się z kilkudziesięcioma żonami górników, ostro skrytykował ich akcję w stolicy. - To już nie jest PRL, żeby sprawy górnictwa załatwiać w Warszawie. Nie możemy dopuścić do sytuacji, że ten kto głośniej krzyczy dostaje więcej - mówił minister gospodarki. - Niech związkowcy nie zasłaniają się kobietami. Nie możemy dopuścić do sytuacji, że ten kto głośniej krzyczy dostaje więcej - dodał.
Wicepremier ocenił, że żony górników z kopalni "Budryk" niepotrzebnie przyjechały do Warszawy. - Rozwiązanie jest na Budryku i te panie doskonale to wiedzą, a cały przyjazd zorganizowali działacze związkowi, którzy teraz dyrygują sytuacją przed ministerstwem. Nie ma powodu ani tam demonstrować, ani wyczekiwać – skwitował.
Kobiety przekonała gorąca kawa Tymczasem w Warszawie było naprawdę gorąco. Niewiele brakowało, by w stolicy wyrosło nowe miasteczko protestujących kobiet. Ministerstwu gospodarki udało się przekonać je do opuszczenia placu przed resortem.
Przez kilkadziesiąt minut zanosiło się, że kobiety pozostaną przed gmachem przy Placu Trzech Krzyży na dłużej. Jak deklarowały - zamierzały czekać, aż pojawi się wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Ich protest odbywał się w pokojowej atmosferze, ale było głośno: były i okrzyki, i śpiewy.
Protestujące kobiety zmieniły plany, gdy przed gmachem przemówiła do nich przedstawicielka resortu, zapraszając na rozmowy do Centrum Dialogu Społecznego przy ulicy Limanowskiego. - Tam jest kawa, herbata - przykonywała, i przekonała. Na rozmowy w "Dialogu" nie wpuszczono jednak czterech związkowców "Sierpnia '80", którzy towarzyszyli kobietom.
Mężowie w kopalni, żony w Warszawie Celem podróży żon górników deklarowanym w chwili wyjazdu do Warszawy miało być właśnie spotkanie z wicepremierem i ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem.
Jednak sekretarz wicepremiera Monika Zakrzewska poinformowała rano, że dowiedział się on o wizycie żon górników z mediów, a ich ewentualne odwiedziny w ministerstwie nie zostały zaanonsowane w żaden inny sposób. Dodała, że wicepremier zgodnie ze swym kalendarzem zajęć ma wziąć udział w opłatku ludowym w Lublinie i spotkać się ze społecznością Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego - i nie zamierza odwoływać tych spotkań.
Po przybyciu przed resort gospodarki kobiety dowiedziały się, że spotkania z wicepremierem Pawlakiem nie będzie - i postanowiły zostać przed gmachem. Kiedy jednak wyszła do nich przedstawicielka ministerstwa, przeniosły się, tak jak chciał resort do Centrum Dialogu Społecznego.
Zamiar przyjęcia żon górników zadeklarowała wcześniej małżonka prezydenta Maria Kaczyńska. Jak dotąd do spotkania jednak nie doszło.
W Ornontowicach coraz gorzej Oprócz 10 głodujących górników, 700 metrów pod ziemią, protest okupacyjny prowadzi 150 osób, a na powierzchni kilkaset innych.
Decyzję o powrocie do protestu pod ziemią i głodówce górnicy podjęli po tym, jak w poniedziałek zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej wycofał się z wcześniejszych deklaracji o zrównaniu plac w Budryku do płac w kopalni Krupiński, gdzie są najniższe płace w JSW. Górnicy, którzy na początku chcieli zrównania płac w Budryku do reszty kopalni JSW, której są częścią od 4 stycznia, zgodzili się zarabiać tyle, co pracownicy Krupińskiego, ale i tak więcej o 500 zł niż mają obecnie. Zarząd stwierdził nagle, że nie może spełnić tych żądań, gdyż strajk znacznie pogorszył wynik finansowy kopalni Budryk.
Można strajkować i można pracować Zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej przygotował w środę możliwość podjęcia pracy w trzech innych kopalniach spółki – Krupiński, Pniówek i Zofiówka dla tych górników z Budryka, którzy chcą pracować. Nikt z niej jednak nie skorzystał.
Jak powiedziała rzeczniczka JSW, Katarzyna Jabłońska-Bajer, w kopalnianej stołówce, przed którą podstawiono autobusy dla pracowników, zebrało się ok. 250 osób. Wszyscy deklarowali, że chcą pracować, ale w swojej kopalni. Żądali od zarządu, aby doprowadził do zakończenia konfliktu i umożliwił załodze podjęcie pracy. Doszło do słownych przepychanek, górnicy nie ukrywali emocji.
Zarząd zamierza ponawiać propozycję wyjazdu do pracy w innych kopalniach na kolejnych zmianach. Na pracowników znowu mają czekać autokary. Osoby deklarujące chęć do pracy otrzymują zmniejszone wynagrodzenie, tzw. postojowe. Podejmując pracę, zarobiliby więcej. Bardzo wielu pracowników Budryka jest w czasie protestu na urlopach i zwolnieniach chorobowych.
Kopalnia Budryk, od nowego roku włączona do Jastrzębskiej Spółki Węglowej, jak wszystkie w kraju jest własnością Skarbu Państwa. Stąd protestujący pod adresem nadzorującego je ministra kierują swoje postulaty - choć sam szef resortu gospodarki powtarza od dawna, że partnerem do rozmów powinien być zarząd JSW.
Źródło: PAP, TVN24, IAR