Marek Falenta, biznesmen któremu postawiono zarzuty współudziału w procederze nielegalnych podsłuchów polityków, sugeruje, że "został wrobiony", a cała sprawa jest polityczna. Twierdzi też, że Rafał Baniak, wiceminister Skarbu Państwa, pytał go, za ile Skarb Państwa może kupić od niego spółkę zajmującą się handlem węglem. Falenta jest właścicielem 40 proc. spółki. - To sytuacja wywołana przez baronów węglowych, którzy kupują węgiel tanio i sprzedają bardzo drogo. Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel tańszy o jedną trzecią od ceny rynkowej - mówił biznesmen w wywiadzie dla RMF FM.
- Około tygodnia przed moim zatrzymaniem na imprezie, zresztą u Sowy (restauracja "Sowa & Przyjaciele", gdzie nagrywano polityków - red.), gdzie było ok. 50 osób, wiceminister skarbu Rafał Baniak podchodził do mnie trzy razy i zadawał pytanie, za ile sprzedam spółkę SkładyWęgla.pl Skarbowi Państwa. Nie pytał, czy sprzedam, ale za ile. Powiedziałem, że możemy o tym rozmawiać za dwa-trzy lata, ale teraz jest na to za wcześnie. Odszedł obrażony, jeszcze tylko rzucił pytanie, czy może w takim razie nie chcę kupić Kompanii Węglowej za symboliczną złotówkę, ale to odebrałem już jako żart - powiedział Falenta w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej".
Kto z kim, o czym rozmawiał?
Jak dodał, nie ma dowodów na to, że taka rozmowa się odbyła, z wyjątkiem sms-a, którego po zatrzymaniu przez CBŚ osób z kierownictwa spółki SkładyWegla.pl wysłał m.in. wiceministrowi Baniakowi.
- Napisałem w nim mniej więcej tak: wygraliście, możecie teraz przejąć Składy Węgla, ale macie czas do końca miesiąca, bo jak tak dalej pójdzie, to firmę przejmą Rosjanie za długi, które mamy wobec nich z tytułu dostaw, które zamówiliśmy na kredyt - mówił Falenta "Gazecie Wyborczej". - Ten sms musi być w moim telefonie złożonym teraz w prokuraturze, bo zajęła go ABW - powiedział biznesmen.
Sprawa węgla
Falenta miał się czuć naciskany przez Baniaka, bo współpraca biznesmena z Rosjanami, którzy oferowali tańszy węgiel, była zagrożeniem dla polskich kopalni.
- To sytuacja wywołana przez baronów węglowych, którzy kupują węgiel tanio i sprzedają bardzo drogo. Ja chciałem tylko sprzedawać węgiel tańszy o jedną trzecią od ceny rynkowej - powiedział Falenta w wywiadzie dla RMF FM.
Według "Gazety Wyborczej" firma Marka Falenty sprzedawała surowiec po 599 złotych za tonę. Polskie kopalnie za tą samą ilość węgla oczekiwały blisko 200 złotych więcej. Jak sugeruje "GW" firma biznesmena mogła obniżyć cenę, bo kupowała surowiec od Rosjan, głównie od spółki KTK Polska, która należy w całości do rosyjskiej KTK.
Wiceminister zaprzecza
Rafał Baniak wydał dziś oświadczenie, w którym stanowczo zaprzecza wersji przedstawionej przez Falentę. - Nigdy nie kontaktowałem się z panem Markiem Falentą w celu podjęcia rozmów o nabyciu udziałów w spółce Składy Węgla. Nie złożyłem mu żadnej oferty. Twierdzenia pana Marka Falenty mijają się z rzeczywistością i są zapewne formą obrony własnej osoby - napisał wiceminister Skarbu Państwa w oświadczeniu.
Baniak przyznaje, że rzeczywiście otrzymał sms-a z nieznanego dla niego numeru telefonu, ale "o nieco innej" treści niż sugerował Falenta. Według Baniaka Falenta miał napisać: "Rafał wygraliście. Rosjanie nas dzisiaj docisnęli i muszę im oddać do końca miesiąca Składy za długi mojego wspólnika. Jeżeli chcecie to daj decyzyjnych ludzi i złóżcie ofertę. My chcemy się z tego bezpiecznie wycofać i żeby nas zostawić w spokoju. Zajmiemy się innymi biznesami. Pozdrawiam Marek Falenta".
Wiceminister Baniak twierdzi, że otrzymał również drugiego sms-a o następującej treści: "Premier spełni obietnicę i będą państwowe składy węgla sprzedające tylko państwowy węgiel i wytniecie rosyjski import".
Zarzuty
Falenta usłyszał zarzuty współudziału w procederze nielegalnych podsłuchów polityków. Postawiono je także biznesmenowi Krzysztofowi Rybce. W środę wieczorem obu zwolniono za kaucją.
Prokurator zarzucił obu zatrzymanym we wtorek współsprawstwo - także z podejrzanymi kelnerami Łukaszem N. i Konradem L. - w popełnianiu czynów polegających na nieuprawnionym zakładaniu i posługiwaniu się urządzeniem nagrywającym oraz ujawnieniu utrwalonych rozmów innym osobom.
Prokuratura nie podała szczegółów zarzutów. "Gazeta Wyborcza" twierdzi, że Falenta kupił nagrania od kelnerów i przekazał je za czyimś pośrednictwem tygodnikowi "Wprost". Miał mu pomagać w tym jego szwagier, Rybka (ich adwokaci poinformowali media, że obaj zgadzają się na podawanie ich nazwisk).
Podejrzani nie przyznali się i złożyli wyjaśnienia. Grozi im do 2 lat więzienia.
Wobec Falenty prokurator zastosował poręczenie majątkowe w kwocie miliona zł, zakaz opuszczania kraju oraz dozór policji. Wobec Rybki zastosowano poręczenie majątkowe w kwocie 20 tys. zł, zakaz opuszczania kraju oraz dozór policji.
Marek Falenta pochodzi z Lubina. Karierę w biznesie rozpoczął w 1997 roku. Trzy lata później założył firmę, która zajmowała się finansowaniem publicznych szpitali i samorządów. W 2006 roku sprzedał ją za 450 mln złotych. W 2013 r. był na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Milioner na początku tego roku przejął 40 proc. udziałów w firmie handlującej węglem.
CBŚ w Składachwęgla.pl
5 czerwca CBŚ zatrzymało 10 osób, które zajmowały kierownicze stanowiska w tej firmie. Zaangażowane były one również w powiązaną z nią kapitałowo inną spółkę. Podejrzani są m.in. o oszustwa, wyłudzanie podatku VAT i pranie brudnych pieniędzy na kwotę 85 mln zł. Te zarzuty potwierdziła też kontrola UOKiK, który nałożył pół miliona złotych kary na firmę Marka Falenty. - Śledczy szacują, że podejrzani mogli wyłudzić zwrot nienależnego podatku VAT na kwotę co najmniej 35 mln zł, dopuścić się oszustw na kwotę ok. 30 mln zł i wyprać ponad 22 mln zł pochodzące z przestępstw - napisał "Puls Biznesu".
Jak twierdzi rzecznik Komendanta Głównego Policji inspektor Mariusz Sokołowski, analiza zgromadzonych materiałów oraz przesłuchań świadków jednoznacznie wskazywały na znaczne nieprawidłowości w działaniu firmy. Wynikało z nich m.in., że węgiel sprowadzany z Rosji i Kazachstanu oferowany był jako polski, nieprawidłowości dotyczyły także jego jakości i ilości. Tworzono przy tym "fikcyjną dokumentację związaną z dystrybucją węgla, części transakcji w ogóle nie ewidencjonowano".
Rosyjski ślad
W wywiadzie opublikowanym w poniedziałek przez "Puls Biznesu" Marek Falenta powiedział, że on i jego współpracownicy "zostali zaskoczeni tą sytuacją i musieli podjąć szybkie działania". "Obecnie restrukturyzujemy firmę, dostosowujemy do nowej sytuacji. Rozglądamy się też za nowym dostawcą węgla, bo Rosjanie się wystraszyli, wstrzymali dostawy węgla i wycofali się ze współpracy. Jesteśmy i zawsze byliśmy otwarci na współpracę z polskimi kopalniami" - podkreślił biznesmen.
Na pytanie, czy Rosjanie przejęli jego firmę, a Marek Falenta jest jedynie ich oficjalnym reprezentantem, odpowiedział: "Po ostatnich wydarzeniach (aresztowania osób z kierownictwa spółki - red.) faktycznie istniała taka możliwość, ale wydaje mi się, że udało jej się zapobiec. Jeżeli znajdziemy nowego dostawcę, to pozostanie ona w polskich rękach. Po aresztowaniu kredyty kupieckie, których udzieliła firmie (drugiej spółce - red.) rosyjska firma KTK, zostały postawione w stan natychmiastowej wymagalności i istniała obawa, że udziały (w firmie handlującej węglem - red.) zostaną przejęte przez Rosjan".
Autor: ToL//gry/zp / Źródło: tvn24bis.pl, Gazeta Wyborcza