Niższe podatki, niższe stopy procentowe i w rezultacie większe wydatki - to plan amerykańskiej Rezerwy Federalnej, który ma w krótkim czasie pomóc wzmocnić wzrost gospodarczy i zahamować recesję.
Szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke, występując w czwartek przed Komisją Budżetową Izby Reprezentantów, poparł plan pobudzenia wzrostu gospodarczego. Propozycje podjęcia radykalnych środków, były wcześniej wysuwane przez administrację prezydenta Busha. - Podjęte przez nas środki muszą być wprowadzone jak najszybciej i w taki sposób, by ich wpływ na poziom konsumpcji w ciągu najbliższych 12 miesięcy był jak największy - tłumaczył Bernanke.
Zastrzegł jednak, że tego rodzaju pakiet stymulacyjny powinien być wprowadzony w życie tylko na pewien czas.
Szef Fed podkreślił, że zdaje sobie sprawę, że gospodarka USA jest obecnie wystarczająco słaba, by zaszła konieczność wprowadzenia w życie planu fiskalnego. Zaznaczył jednak, iż wprowadzony w nieodpowiednim czasie może nie tylko okazać się nieskuteczny, ale także zdestabilizować gospodarkę.
Bernanke nie wdawał się w szczegóły planu, ale wiadomo, że chodzi głównie o redukcje podatków i wydatki rządu na pomoc dla ludzi najbardziej dotkniętych kryzysem na rynku nieruchomości. Przejściowo doprowadzi to do zwiększenia i tak już dużego deficytu budżetowego.
Rzecznik Białego Domu Tony Fratto powiedział w czwartek, że "prezydent Bush uważa, iż pewne doładowanie gospodarki jest konieczne".
W opinii analityków, ostatnie wypowiedzi szefa Fed oraz jednego z dyrektorów Rezerwy Federalnej Fryderyka Miszkina sugerują, iż Fed obniży główną stopę procentową na najbliższym posiedzeniu w dniach 29-30 stycznia z 4,25 proc. do 3,75 proc.
Symptomy recesji? Stan gospodarki USA nie jest jednoznaczny, ale analitycy dostrzegają sygnały zbliżającej się recesji. W ostatnich miesiącach wzrosło bezrobocie i spadły wydatki konsumentów, ponieważ wielu z nich popadło w długi wskutek niemożności spłacenia kredytów hipotecznych.
Najgorsza sytuacja panuje w sektorze budowlano-mieszkaniowym i części sektora finansowego związanego z mieszkalnictwem i nieruchomościami. Rosną też ceny energii. Giełda, uważana zwykle za barometr nastrojów i prognozę stanu gospodarki za mniej więcej pół roku, od kilku tygodni dołuje.
Do bessy przyczynia się też kryzys takich wielkich banków jak Citigroup i Merrill Lynch, które ponoszą straty i zmniejszają zatrudnienie.
Źródło: PAP, tvn24.pl