Minister Jacek Rostowski tłumaczy, co miał na myśli mówiąc, że Europa jest dziś w niebezpieczeństwie, a jeśli rozpadnie się strefa euro, to i UE tego szoku długo nie przetrwa. - Chodzi o kontekst za 10 lat, więc nie ma to związku z wyborami. Ale są politycy, którzy uważają, że wszystkie wypowiedzi odnoszą się do nich - powiedział na zwołanej po wystąpieniu konferencji.
Rostowski ocenił podczas środowej debaty w Parlamencie Europejskim na temat kryzysu euro mówił, że Europa jest dziś w niebezpieczeństwie, a jeśli rozpadnie się strefa euro, to i UE tego szoku długo nie przetrwa. Przywołał też swą niedawną, prywatną rozmowę z "prezesem wielkiego polskiego banku", pracującym w ministerstwie za czasów transformacji w Polsce. Miał on mu powiedzieć, że po takich wstrząsach gospodarczych i politycznych, jakie teraz dotykają Europę, "rzadko się zdarza, by po 10 latach nie było także katastrofy wojennej". I - jak mówił minister - ten prezes banku dodał, że "poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę w USA".
Po tej wypowiedzi posypała się lawina komentarzy. Do tego stopnia, że minister na zwołanej w Strasburgu konferencji musiał tłumaczyć się ze swoich słów.
"Ta wypowiedź nie ma nic wspólnego z wyborami"
- Ja bardzo precyzyjnie opisałem tę anegdotę (...) i oczywiście straszenie potencjalnym zagrożeniem wojny za 10 lat nie mieści się w horyzoncie następnej kadencji Sejmowej, w związku z czym nie ma nic wspólnego z wyborami - argumentował. Jak dodał, jego wystąpienie zwrócone było do polityków europejskich, a nie polskich. - Są niektórzy politycy, który uważają, ze wszystkie słowa ich dotyczą i najważniejsze jest to, co polityk PO powie politykowi PiS, ale z Polską nie miało to nic do czynienia - zauważył.
- To, co powiedziałem, to nic nowego dla kogokolwiek w KE czy w Radzie - przekonywał Rostowski. Powtórzył, że według niego, jeśli rozpadnie się strefa euro, to istnieje duże zagrożenie, że UE nie przetrwa tego szoku. - Gdyby UE miała nie przetrwać, to wiemy, co działo się w Europie nim rozpoczęliśmy ten wielki projekt jedności europejskiej i co mogłoby się stać. Nikt nie ma wątpliwości, że takie wydarzenia byłyby zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa narodowego, jakim jest Unia - zaznaczył.
Czarny scenariusz według Rostowskiego
Minister finansów nakreślił przed eurodeputowanymi negatywne konsekwencje rozpadu strefy euro - zarówno gdyby wypadł z niej biedny, zadłużony kraj, lub gdyby chciał z niej wyjść kraj bogatszy.
Powołując się na obliczenia szwajcarskiego banku UBS, powiedział, że w tym pierwszy wariancie PKB takiego kraju spadłby o 40-50 proc. w pierwszym roku, a w kolejnych latach o około 10-20 proc.
Natomiast w przypadku wyjścia z euro bogatego kraju, jego PKB spadłby początkowo o 20-25 proc., natomiast potem na stałe byłby niższy o około 10 proc. - Nie możemy do tego dopuścić - przestrzegł minister.
- Za wszelką cenę musimy ratować Europę - apelował polski minister, który zabrał głos w debacie w imieniu polskiego przewodnictwa w Radzie UE. - Nie łudźmy się, gdyby euro miało się rozpaść, to Europa długo tego szoku nie przetrwa.
"Katastrofa wojenna"?
Za wszelką cenę musimy ratować Europę. Nie łudźmy się, gdyby euro miało się rozpaść, to Europa długo tego szoku nie przetrwa. Jacek Rostowski
Kończąc swe przemówienie Rostowski przywołał swą niedawną prywatną rozmowę z "prezesem wielkiego polskiego banku", pracującym w ministerstwie za czasów transformacji w Polsce.
Miał on mu powiedzieć, że po takich wstrząsach gospodarczych i politycznych, jakie teraz dotykają Europę, "rzadko się zdarza, by po 10 latach nie było także katastrofy wojennej". I dodał, że "poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę w USA".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP/EPA