Prezes Tesli Elon Musk ogłosił, że mocniejsza wersja samochodu elektrycznego Model 3 będzie kosztować 78 tysięcy dolarów, czyli ponad dwukrotnie więcej niż jego podstawowa wersja. Mimo wysokiej ceny pojazd pozbawiony jest funkcji autonomicznej jazdy - Autopilota.
Najmocniejsza wersja Modelu 3 ma zasięg na jednym ładowaniu ok. 500 km. Do 100 km na godzinę przyspiesza w 3,5 sek. i rozpędza się do prędkości 255 km na godzinę. Według Muska pierwsze egzemplarze trafią do klientów w lipcu.
Droższa wersja
W ocenie szefa Tesli najdroższy Model 3 "na torze wyścigowym pokona wszystkich konkurentów w swej klasie". Podstawowa wersja najtańszego modelu Tesli kosztuje 35 tys. dolarów. Zastosowana w nim standardowa bateria pozwala na przejechanie ok. 350 km. Jednak amerykańska firma koncentruje się obecnie na realizacji zamówień droższej wersji, kosztującej ok. 44 tys. dolarów i wyposażonej w większą baterię i opcję szybkiego ładowania. W lutym Tesla informowała, że w połowie roku na rynek trafi wersja z dwoma napędami. Następnie zapewniano, że klienci otrzymają nowe opcje konfiguracyjne, w tym napęd na wszystkie koła. Jednak aby tak się stało, fabryka koncernu w Kalifornii musi osiągnąć zdolność produkcyjną na poziomie 5 tys. egzemplarzy tygodniowo.
Ta sama historia
Analitycy zwracają uwagę, że wprowadzając droższą wersję Modelu 3 Musk powtarza posunięcia znane już z wcześniejszych samochodów firmy: Model S i Model X. Dodawanie wyższych specyfikacji i dodatkowych opcji wyposażeniowych ma pozwolić firmie na zgromadzenie odpowiednich funduszy na dalsze działania i produkcję samochodów dla masowego odbiorcy, czyli najtańszej wersji auta Model 3. Zdaniem Muska dostarczanie od ręki podstawowej wersji samochodu Model 3 "naraziłoby Teslę na utratę pieniędzy i śmierć". Jego zdaniem firma potrzebuje od trzech do sześciu miesięcy od momentu osiągnięcia zdolności produkcyjnej w wysokości 5 tys. egzemplarzy tygodniowo, aby móc dostarczać do klientów podstawową wersję Modelu 3 bez generowania strat.
Autopilot
Kwestia Autopilota budzi kontrowersje po śmiertelnym wypadku z udziałem Tesli z serii Model X, do którego doszło 23 marca niedaleko San Francisco w USA. Firma Muska spotkała się wówczas z falą ostrej krytyki zogniskowanej na bezpieczeństwo systemu Autopilot. Firma argumentowała wówczas, że kierowca przed kolizją otrzymał serię komunikatów wzywających go do przejęcia kontroli nad samochodem.
Jak informował w połowie maja dziennik "Wall Street Journal", Tesla na długo przed śmiertelnym wypadkiem z marca 2018 roku rozważała wprowadzenie dodatkowych zabezpieczeń w systemie Autopilot, służącym do wspomagania nawigacji częściowo autonomicznymi funkcjami. Niektóre osoby odpowiedzialne za rozwój Autopilota argumentowały wówczas, że system jest wyposażony w niewystarczającą ilość funkcji mających na celu utrzymanie gotowości kierowcy pojazdu do przejęcia sterowania samochodem. Autopilot miał być wyposażony w dodatkowe czujniki mające wykrywać obecność rąk prowadzącego pojazd na kierownicy, a także funkcję detekcji wzroku. Miały one zostać zintegrowane z oprogramowaniem Autopilota jeszcze przed oficjalną premierą systemu w 2015 roku. Według "WSJ" wprowadzeniu tych zabezpieczeń sprzeciwił się wówczas m.in. prezes firmy Elon Musk, argumentując swoją decyzję kosztami oraz obawami o wydajność technologii bądź irytację kierowców, którą mogłoby powodować zbyt częste aktywowanie się czujników.
Autor: tol//dap / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tesla