Opinie i wydarzenia

"To nie jest normalne, nie wolno było wydać takiego polecenia". Były dyrektor w NIK przed komisją

Kontrola, którą przeprowadzaliśmy wcześniej w Funduszu Sprawiedliwości, dała nam do myślenia, ze trzeba się bliżej przyjrzeć, co oni w nim robią. Nasze zainteresowanie Funduszem nie było przypadkowe - mówił Marek Bieńkowski, były dyrektor Departamentu Porządku i Bezpieczeństwa Najwyższej Izby Kontroli podczas przesłuchania przed komisją śledczą ds. Pegasusa. Jak wspomniał, na pewnym etapie jego zastępczyni przyszła do niego i powiedziała, że "jawny Fundusz Sprawiedliwości przekazał na niejawny fundusz operacyjny kwotę 25 milionów złotych". Bieńkowski zaznaczył, że w trakcie kontroli budżetowej wywołał spotkanie z ówczesnym szefem CBA "w konwencji oczywistej - proszę państwa, co wy robicie". - Od czasu tego spotkania z panem Ernestem Bejdą, wszędzie tam, gdzie przedstawialiśmy wyniki kontroli, absolutnie zero refleksji ze strony tych, którzy popełnili ten błąd - kontynuował. Pytany, dlaczego wybrano tak karkołomną ścieżkę, a nie zmiany budżetu, Bieńkowski uznał, że "był jakiś ogromny pośpiech w wydatkowaniu tych pieniędzy na środki techniki operacyjnej". - Żeby znowelizować budżet, trzeba wykazać, że chcemy przekazać CBA 25 milionów, które w tamtym czasie dla tego biura stanowiło ponad 10 procent wydatków i realnie uzasadnić tę zmianę - powiedział. Przesłuchiwany zwrócił również uwagę, iż "to jest niepojęte, że dyrektor Biura Finansów uważa za zupełnie normalne, że księgowa, która ma sprawdzić przed wykonaniem przelewu, dokument od strony formalnej, merytorycznej i rachunkowej, dostaje polecenie na piśmie, żeby wydać dyspozycję uruchomienia tych środków". - Wielokrotnie miała okazję stwierdzić, że, tak jak jeden ze świadków tutaj powiedział, "nie wykonasz, wylecisz" - wskazał.