W negocjacjach Grecji z Unią Europejską jeszcze pewnie nie raz zaiskrzy, ale można chyba zakładać, że w końcu się dogadają, bo żadna ze stron nie chce rozpadu strefy euro. Niezależnie od efektu tych negocjacji warto się zastanowić nad tym, dlaczego właściwie Grecy tak bardzo nie chcą kontynuacji obecnego programu pomocowego.
Program pomocowy serwowany przez tak zwaną trojkę, czyli Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, to połączenie pożyczki - dzięki której kraj może funkcjonować i mieć czas, aby stanąć na nogi - z wymaganiami dotyczącymi warunków makroekonomicznych, które to stanięcie na nogi uniemożliwiają.
Fatalne nadwyżki budżetowe
Kluczowy jest tu wymóg utrzymywania przez Grecję nadwyżki budżetowej w wysokości ponad 4 proc. PKB (nie licząc wydatków na obsługę długu). Nadwyżka w budżecie polega na tym, że rząd z sektora prywatnego zabiera więcej pieniędzy, niż do niego wkłada. Pozbawia więc bezpowrotnie co roku sektor prywatny (czyli firmy i konsumentów) jakiejś części gotówki, która mogłaby krążyć w gospodarce, przyczyniając się do jej rozwoju.
Nadwyżka, którą Grecja musi osiągać, jest tak wysoka, że aby ją osiągnąć, rząd musi ciąć wydatki i podnosić podatki jednocześnie. Cięcie wydatków pozbawia pieniędzy tych biednych i uzależnionych od państwa. Podnoszenie podatków pozbawia pieniędzy tych bogatszych, a co nawet ważniejsze, zniechęca ich do prowadzenia działalności, o inwestycjach nie wspominając.
W efekcie wysoka nadwyżka w budżecie zabija gospodarkę:
- przez co jest ona w nieustannej recesji,
- przez co nie ma z czego spłacać długów,
- przez co poziom długu do PKB zamiast maleć, dalej rośnie.
A wymóg nadwyżki budżetowej jest ustanowiony właśnie po to, aby Grecja miała z czego spłacać długi.
Uzależniające oddłużania
Czyli im bardziej Grecja je spłaca, tym szybciej one rosną. Im bardziej sumiennie Grecja realizuje program pomocowy, tym bardziej rozpaczliwie potrzebuje dalszej pomocy finansowej. Sytuację dodatkowo pogarsza fakt, że Grecja nie ma ani swojej polityki monetarnej - nie może więc ustalić sobie takiej stopy procentowej, jaka jest dla niej najlepsza, ani własnej waluty - nie może więc poprawić sobie konkurencyjności i złagodzić recesji poprzez spadek kursu walutowego.
Dlatego Grecja chce w końcu zerwać z programem, który nie daje żadnych korzyści nikomu - ani Grecji, ani jej wierzycielom. Oceniając postawę Grecji, trzeba pamiętać, że Ateny deklarują, że nie będą likwidować nadwyżki budżetowej - chcą ją tylko zmniejszyć z 4 do 1,5 proc. PKB.
Dzięki temu będzie można trochę zwiększyć wydatki państwa, na przykład nieco podnieść obcięte w ostatnich latach emerytury, a z drugiej strony będzie można trochę obniżyć podatki, choćby po to, żeby przedsiębiorcy zobaczyli światełko w tunelu. Do tego Grecy zapowiadają prawdziwe reformy - aparatu skarbowego i sądownictwa. Nie wiadomo, czy potrafią je przeprowadzić, ale wiadomo, że aby to zrobić, nie trzeba mieć nadwyżki w budżecie, bo to zmiana organizacji państwa, a nie poziomu wydatków.
Problem całej strefy euro
Generalnie głównym problemem strefy euro, który także w przyszłości będzie poważnym utrudnieniem w rozwoju gospodarczym, jest właśnie to, że usiłuje ona poprzez różnego rodzaju zasady, ustalenia, zapisy i deklaracje forsować jednocześnie reformy strukturalne i duży rygor fiskalny, który te reformy albo utrudnia, albo uniemożliwia. Dlatego wciąż ich nie ma (choć oczywiście głównym powodem braku reform jest absolutnie denny poziom większości unijnych liderów politycznych).
Reformy są w Europie konieczne, przede wszystkim podatkowe, także reformy rynku pracy i administracji. Rygor fiskalny z kolei jest oczywiście w normalnej sytuacji czymś rozsądnym, ale w przypadku państw pogrążonych w stagnacji czy recesji już taki mądry nie jest.
Dodatkowo w Unii rygor fiskalny często bywa szkodliwy, bo jest traktowany jako zamiennik prawdziwych reform. Często jako reformę właśnie traktuje się zmniejszenie deficytu sektora finansów publicznych z 5 do na przykład 2 proc PKB. Niemcy tak bardzo się boją, że łagodna polityka monetarna ECB jest ryzykowna, bo obniżając koszty obsługi długu publicznego, będzie zniechęcać rządy do reform. Tymczasem do prawdziwych reform zniechęca je rygor fiskalny. Po co przygotowywać na przykład reformę upraszczającą i zwiększającą efektywność systemu podatkowego, skoro można ciachnąć na oślep trochę wydatków, podnieść na oślep trochę podatków i zadanie obniżenia deficytu jest osiągnięte - reforma zrobiona. Tyle że tak naprawdę nic się nie zmieniło, ograniczono tylko strumień pieniądza z sektora publicznego do sektora prywatnego.
Lekarstwo gorsze od choroby
Najprostsze wyjaśnienie problemów Grecji jest takie, że jest sama sobie winna, bo przez lata żyła ponad stan. Pomijam już kwestię definicji "stanu", która dla każdego państwa jest inna, warto jednak pamiętać, że przed 2008 rokiem dług publiczny w Grecji był w okolicach 100 proc. PKB i nie rósł. W 1994 wynosił 100,5 procent, a 12 lat później - w 2006 roku 100 procent.
To był oczywiście w Europie i tak rekord, ale dziś dług publiczny w całej strefie euro utrzymuje się w okolicach 95 procent PKB. Czy to znaczy, że dziś cała strefa euro żyje ponad stan? Grecja była najsłabszym ogniwem Unii, więc w momencie kryzysu po bankructwie Lehman Brothers to ona została przez rynki "odstrzelona" jako pierwsza. Ale to było sześć lat temu.
Dzisiejsze problemy Grecji są prawie w całości efektem katastrofalnie przygotowanych i źle obliczonych "reform" z ostatnich kilku lat, które w 2010 zakładały, że Grecja wróci do wzrostu gospodarczego po 2-3 latach, gdy tymczasem jej PKB w ciągu sześciu lat spadło łącznie o kilkadziesiąt procent. To, że kiedyś Grecy żyli ponad stan, dziś nie ma już żadnego znaczenia. Poziom długu do PKB przez ostatnie kilka lat obowiązywania programu pomocowego wzrósł bardziej niż przez wszystkie lata przebywania Grecji w UE przed kryzysem. Stało się tak dlatego, że ten program skupia się tylko na redukowaniu deficytu, pomijając jakiekolwiek bodźce, które mogłyby uruchomić wzrost gospodarczy.
Uporczywa wiara Europy w to, że im mniejszy deficyt, tym lepiej, bez względu na okoliczności, jest największym błędem i zagrożeniem dla całej UE. Grecja jest tu doskonałym przykładem - redukowanie deficytu na siłę i wszelkimi środkami w kraju, który i tak jest już w recesji, tylko tę recesję pogłębia i przyczynia się do powiększania katastrofy, zamiast przed nią ratować. Trudno się dziwić, że Grecja tym przykładem już dłużej być nie chce.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: K beard/(CC BY-SA 3.0)/wikimedia.org