Płace w grudniu wzrosły o 2,7 proc. Średnia płaca brutto wyniosła 4222 zł. To oczywiście dane kompletnie oderwane od rzeczywistości, bo przeciętny Polak tyle nie zarabia. Dane za grudzień wygląda tak dziwnie co roku, bo w ostatnim miesiącu roku jest Barbórka i nagrody dla górników, które zawyżają średnią płacę.
Zapomnijmy więc o tym 4222 zł. Druga liczba, czyli wzrost o 2,7 proc. ma większy sens, bo nawet jeśli to tylko płace z przedsiębiorstw i nawet jeśli tylko tych zatrudniających powyżej dziewięciu osób, to pewnie pokazuje to jakiś szerszy trend w gospodarce. Można z grubsza założyć, że płace rosną w podobnym tempie w całej gospodarce.
W listopadzie mieliśmy wzrost o 3,1 proc., w październiku też o 3,1 proc. W całym kwartale daje to wzrost o 2,95 proc. Nominalnie, nie realnie. PKB w czwartym kwartale wzrósł też zapewne o około 3 proc., ale realnie, czyli doliczając do tego inflację pewnie w okolicach 4 proc. Płace ciągle więc rosną wolniej niż PKB. Różnica niby jest niewielka, ale te niewielkie różnice kwartał po kwartale powodują, że w dłuższym terminie wygląda to tak:
Licząc od połowy 2008 r. PKB urósł nominalnie o 32,7 proc. (do trzeciego kwartału 2013, bo danych o PKB za czwarty kwartał jeszcze nie ma), a płace urosły nominalnie o 24,6 proc. do końca września 2013 r. i o 25,6 proc. do końca grudnia 2013 r. Ta różnica też nie wygląda na zwalającą z nóg, ale gdybyśmy przyjęli dla płac dynamikę PKB, to by się okazało, że średnia płaca w 2013 r. powinna każdego miesiąca być wyższa o 245 zł brutto. Inaczej ujmując wyższa o 6,5 proc.
Kwestia korzyści dla pracowników, którzy po prostu mieliby więcej pieniędzy i dla gospodarki, która czułaby większą siłę konsumentów jest oczywista, ale to nie jedyna korzyść. Pracownik zarabiający 2500 miesięcznie nie „zoptymalizuje” sobie podatku PIT, tak dobrze, jak zatrudniająca go firma może zoptymalizować CIT. Z punktu widzenia budżetu państwa lepsza jest sytuacja z wyższymi płacami pracowników i niższymi zyskami firm. Proszę też pamiętać, że przy wyższych płacach odpowiednio większe byłyby też składki do NFZ i do ZUS. Czyli odpowiednio mniejsze byłyby deficyty w tych instytucjach i wydatki budżetowe na pokrywanie tych deficytów. Chodzi mniej więcej o kilkanaście miliardów zł rocznie.
Jeśli płace rosną wolniej niż PKB, to oznacza to, że spada udział płac w PKB. Dzięki temu rośnie udział kapitału w PKB – bo płace to koszty w firmach. Jak koszty rosną wolniej, to szybciej rośnie zysk dla właścicieli. Tak powstaje kapitalizm. W kumulacji kapitału nie ma nic złego. Złe jest tylko to, że jeśli płace rosną wolniej niż PKB, to ta kumulacja kapitału zaczyna odbywać się kosztem pracowników. Podział korzyści z działalności gospodarczej staje się niesprawiedliwy. W dodatku staje się niekorzystny dla gospodarki jako całości. Wszystkie dane pokazują, że firmy w ostatnich latach wcale nie palą się do inwestowania, pomimo tego, że je na to stać. Nie inwestują, bo się boją. Gospodarka z wysokich zysków korporacji nie ma zatem zbyt dużych korzyści. Gdyby pewna część tych zysków trafiała do pracowników w formie pensji, to ci jako ludzie siłą rzeczy biedniejsi zapewne wydaliby je w sklepach, bo człowiek biedniejszy ma większą tak zwaną skłonność do konsumpcji. Jest na tyle biedny, że nawet kiedy jego dochód rośnie o parę procent, to i tak dalej w całości go wydaje, bo ma masę niezaspokojonych potrzeb. Konsumpcja oczywiście rozkręca gospodarkę. Oszczędności firm gospodarki nie rozkręcają. No chyba, że kiedyś te oszczędności zamienią się w inwestycje, ale na razie tak nie jest. Dlatego lepiej by było, gdyby płace rosły w takim samym tempie, co PKB, a nie wolniej.
Oczywiście z drugiej strony, przy niskim wzroście płac, rośnie konkurencyjność polskiej gospodarki. To znaczy, że polskie firmy mogą sobie coraz lepiej radzić za granicą, co zresztą robią. Dzięki temu mogą coraz więcej zarabiać i przyczyniać się do większego wzrostu PKB poprzez eksport. Oczywiście to, że firmy więcej zarabiają na eksporcie w żaden sposób nie przekłada się na płace ludzi pracujących w tych firmach, więc przepaść pomiędzy tempem wzrostu PKB i zysków korporacyjnych, a tempem wzrostu płac jeszcze bardziej się przez to powiększa. Kraj się bogaci, ale przeciętny pracownik tego nie czuje.
Jak to zmienić? Nie wiadomo. Gospodarka to prywatne firmy, rząd tego nie zmieni, związki zawodowe w prywatnych firmach praktycznie nie istnieją. Bezrobocie jest na tyle duże, że pracodawcy spokojnie mogą dyktować warunki pracownikom kierując się własnym celem maksymalizacji zysku. Zmuszanie ich do płacenia więcej byłoby lekarstwem gorszym od choroby. To zresztą nie jest zjawisko obecne tylko w Polsce. Tak jest na całym świecie. Nierówność dochodowa rośnie, a główną przyczyną tego zjawiska jest właśnie wzrost płac niższy niż wzrost PKB. Taki znak czasów. Dość przygnębiający zresztą. Dzisiejsze dane GUS o wzroście płac to potwierdzają.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: TVN24