- Jeżeli tego nie wprowadzimy, to w finansach państwa zrobi się dziura w wysokości przynajmniej pięciu miliardów złotych, a to oznacza większy deficyt - tak o projekcie zniesienia limitu 30-krotności składek ZUS mówił dziś minister finansów, inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński. Dodał, że "propozycja odnośnie zniesienia 30-krotności jest w ustawie budżetowej".
Przypomnijmy, że pod koniec września Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy budżetowej na 2020 rok, który zakłada brak deficytu. Zaplanowano w nim zrównoważone dochody i wydatki na poziomie 429,5 miliarda złotych.
- Dla mnie jako ministra finansów ta propozycja (zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS - red.) ma duże finansowe znaczenie - mówił Jerzy Kwieciński. Minister zaznaczył, że na zniesieniu limitu 30-krotności budżet miałby zyskać pięć miliardów złotych.
- Będziemy jednak rozmawiać. Proszę pamiętać, że ostateczną decyzję podejmie polski parlament. Ustawa ta również musi być podpisana przez pana prezydenta. Myślę więc, że ta spawa będzie przedmiotem wielu dyskusji, szczególnie w parlamencie polskim - dodał.
- Konsekwencje finansowe zniesienia 30-krotności są nie tylko wymienione w ustawie budżetowej. To była również część Wieloletniego Planu Finansowego, który na początku roku, jako rząd, przyjęliśmy. Przekazaliśmy go również do Komisji Europejskiej - zwrócił uwagę.
30-krotność dzieli obóz "dobrej zmiany"
Zniesienie limitu 30-krotności nie ma poparcia wśród wszystkich koalicjantów Zjednoczonej Prawicy.
O tym, że Porozumienie nie zagłosuje za likwidacją 30-krotności, mówił niedawno jego szef, wicepremier Jarosław Gowin. - Porozumienie mówi zdecydowanie nie, dlatego że mówimy o tym również, że tego wpływu do budżetu, który jest zakładany przy zniesieniu, po prostu nie będzie -mówiła w TVN24 minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz.
- Tych 5,6 miliarda w budżecie nie znajdziemy, dlatego że z tych 380 tysięcy osób, które dzisiaj z tego korzystają, co najmniej połowa na przykład przejdzie na samozatrudnienie - mówiła Jadwiga Emilewicz i dodała, że będą rozmowy o znalezieniu innego rozwiązania.
Planowanej reformie "bardzo nieprzychylny" jest również prezydent Andrzej Duda, o czym poinformował rzecznik prezydenta Błażej Spychalski.
Limit składek na ZUS
Planowane zmiany mają dotyczyć najlepiej zarabiających pracowników. Obecnie składki od pensji są pobierane tylko do momentu osiągnięcia 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w Polsce. Kiedy dochody w ciągu roku przekroczą tę granicę, od nadwyżki dochodów nie są już pobierane składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. W 2019 roku limit został oszacowany na około 143 tysiące złotych.
Takie rozwiązanie powoduje, że około 350 tysięcy osób (najlepiej zarabiających) po osiągnięciu limitu zaczyna dostawać wyższą pensję na rękę. Ponadto ten mechanizm ogranicza rozpiętość przyszłych emerytur (zapobiega "kominowym świadczeniom" dla najbogatszych).
Już przed dwoma laty rząd próbował znieść limit, powyżej którego najlepiej zarabiający nie płacą składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe.
Pierwotnie nowelizacja ustawy miała wejść w życie 1 stycznia 2018 r., ale Senat zaproponował poprawkę przesuwającą wejście w życie na 2019 rok. Sejm przyjął tę poprawkę pod koniec 2017 roku. Nowelizacja trafiła do prezydenta, który odesłał ją z kolei do Trybunału Konstytucyjnego. Po prawie roku TK uznał nowelę za niekonstytucyjną z powodu uchybień proceduralnych.
Autor: mp / Źródło: tvn24bis
Źródło zdjęcia głównego: tvn24