Komisja Nadzoru Finansowego powróciła do ogólnonarodowej dyskusji o tym, co zrobić z kredytami zależnymi od notowań franka szwajcarskiego. Powróciła z niesamowicie skomplikowaną propozycją, która jednak po spokojnej analizie nie wygląda źle. Oto najważniejsze elementy nowego pomysłu KNF.
Po pierwsze bardzo ważna sprawa – mechanizm przedstawiony w propozycji KNF ma działać na zasadzie dobrowolności – żadnych przymusowych przewalutowań, jak ktoś nie boi się ryzyka walutowego i liczy na długie lata z ujemną szwajcarską stawką LIBOR - może mieć dalej wszystko po staremu.
Liczymy
Ci, którzy chcieliby coś zmienić mają na stole takie coś (to tylko przykład - kwoty wzięte z powietrza, chodzi tylko o pokazanie mechanizmu propozycji):
- Mamy mieszkanie za 200 tysięcy PLN, na które pożyczyliśmy 200 tys. PLN, ale przez to, że kredyt jest indeksowany do CHF, a frank mocno podrożał, to pomimo spłat trwających od kilku lat dziś mamy do spłacenia nadal 250 tys. PLN, czyli więcej niż pożyczyliśmy. Gdybyśmy natomiast mieli kredyt w PLN, mielibyśmy do spłaty jeszcze jakieś 170 tys.
- Propozycja polega na tym, że nasz kredyt hipoteczny indeksowany, czy też waloryzowany frankiem szwajcarskim, obecnie na 250 tys. PLN ulega przewalutowaniu na PLN po kursie bieżącym - czyli dług frankowy wart 250 tys. PLN zamienia się w dług w PLN wart 250 tys. PLN. Teraz następuje podział tego długu na dwa różne kredyty. Kredyt numer jeden to kredyt na 170 tysięcy, oprocentowany stawką WIBOR, a nie LIBOR. Do tego marża banku, czyli pewnie wyjdzie nam coś w okolicach 3 proc. rocznie. 170 tys., bo tyle teraz wynosiłby nasz pierwotny kredyt, gdyby od początku był w PLN.
- Ale w ramach propozycji dostajemy też na głowę kredyt numer dwa – 80 tys. PLN – (250 tysięcy bieżącego kredytu minus 170 tysięcy kredytu numer 1). Ten kredyt jest oprocentowany na stałe na 1 procent rocznie i jest dostosowany czasem trwania do tego pierwszego na 170 tysięcy. Dodatkowo – spłacamy tylko połowę tego kredytu, a drugą połowę spłaca (czyli nam umarza) sam bank. Robi to stopniowo, podobnie jak my stopniowo, ratami, spłacamy kredyt.
Plusy?
Korzyść dla banków: znika problem franków i finansowania kredytów indeksowanych frankiem dość krótkoterminowymi pożyczkami z rynku hurtowego. Znika też ryzyko, że w przyszłości politycy wymyślą rozwiązanie bardziej kosztowne dla banków. W tej propozycji banki ponoszą w miarę umiarkowane i co najważniejsze rozłożone w dość długim czasie koszty – nie będzie więc w związku z przewalutowaniem nagłego uderzenia mogącego doprowadzić niektóre banki nawet do bankructwa.
Korzyść dla kredytobiorcy: przede wszystkim „odmrożenie” nieruchomości, bo dzięki podziałowi kredytu na dwie części mieszkanie obciążone jest kwotą mniejszą niż wartość mieszkania (tylko kredyt numer jeden). Można więc je sprzedać, z kwoty uzyskanej ze sprzedaży spłacić kredyt numer jeden i jeszcze trochę gotówki zostanie. Po drugie znika ryzyko walutowe. Po trzecie jakąś tam część (połowa kredytu numer dwa) naszego obecnego długu spłaca za nas bank.
Haczyk: warunkiem wejścia w taki układ jest to, że musimy zapłacić różnicę pomiędzy dotychczasowymi ratami kredytu CHF a potencjalnymi dotychczasowymi ratami w PLN, gdyby nasz kredyt był od początku w PLN. Różnica wynika stąd, że raty kredytów w CHF do 2013 r. były wyraźnie niższe niż kredytów w PLN – w latach 2007-2008 tej korzyści uzbierało się łącznie sporo, jak ktoś wziął 300 tys. PLN kredytu, powinien się liczyć z tym, że będzie musiał zapłacić bankowi ponad 10 tys. PLN. Co ważne – nie wiadomo kto i jak nam tę różnicę wyliczy, samodzielnie zrobić to bardzo trudno (bo kto dziś pamięta jaka była w banku marża na kredyty PLN w momencie, w którym brał kredyt w CHF), a bank może nas oszukać.
Okoliczność łagodząca haczyk: jak nie mamy gotówki na pokrycie różnicy w ratach z przeszłości, bank może nam tę kwotę pożyczyć na 1 proc. rocznie, czyli po prostu może nam to doliczyć do kredytu numer dwa.
Efekty i niewiadome
Efekt końcowy nie będzie więc taki, że będziemy płacić mniej – możliwe, że raty będą nawet wyższe, bo przewalutowanie będzie według kursu bieżącego, a oprocentowanie nowych kredytów wyraźnie wyższe od oprocentowania kredytu w CHF. Ale można się za to pozbyć ryzyka walutowego, jeśli ktoś ma już go powyżej dziurek w nosie no i co najważniejsze przy tej propozycji można się też pozbyć mieszkania – jeśli ktoś oczywiście ma na to ochotę. Kredytobiorca może więc odzyskać w życiu pewną mobilność i swobodę ruchów – a to ma dużą wartość.
Główną niewiadomą jest natomiast to, czym ma być zabezpieczony ten drugi kredyt na 1 proc. rocznie oraz to, jak wyglądałoby naliczanie rat i umarzanie przez bank swojej połowy tego kredytu – czy sprowadzałoby się to do tego, że po prostu comiesięczna rata dla nas byłaby dwukrotnie niższa, czy może płacilibyśmy całości raty, a bank zwracałby nam połowę tej kwoty, na przykład raz w roku. Tutaj brakuje szczegółów, a od tego zapewne będą też uzależniać swoje poparcie dla tej propozycji same banki.
Propozycja KNF jest więc z jednej strony nie do końca konkretna niczym Mroczne Widmo, ale też niektórym zadłużonym może dać Nową Nadzieję. Teraz KNF przedstawi swoją propozycję sektorowi bankowemu. Oby się nie okazało, że Imperium Kontratakuje.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu