Spadające ceny ropy pociągają za sobą gaz i ropę z łupków. Firmy tną inwestycje i zwalniają pracowników, a banki znalazły się pod presja regulatorów. Amerykański regulator rynku ocenił, że ten sektor jest jednym z najbardziej ryzykownych. I bankowcy muszą dokładniej przyjrzeć się swoim akcjom kredytowym w energetyce. Bez finansowania firmy będą musiały zamrozić kolejne projekty.
Agencja przytacza przykład firmy Halcon Resources Corp., która już kilka razy wpadała w kłopoty, ale zawsze ratowały ją banki, które przedłużały finansowanie.
"To się jednak może zmienić" - pisze Bloomberg. Jak czytamy, regulatorzy bankowi wydali właśnie ostrzeżenie na temat ryzyka związanego z kredytowaniem inwestycji związanych z prowadzeniem odwiertów. To może zdusić łupkowy boom, coraz bardziej zależny od zewnętrznego finansowania - podkreśla agencja.
Coraz mniej?
Wall Street jest jednym z największych sojuszników rewolucji łupkowej, finansując tysiące odwiertów od Teksasu po Dakotę Północną. Pojawia się jednak pytanie: czy i w jakim stopniu to się zmieni przez tanią ropę naftową, która pociąga za sobą łupki.
- Kredytodawcy zwiększają naciski na koncerny naftowe na podnoszenie wydajności, część domaga się spłaty linii kredytowych - podkreśla Jimmy Vallee z kancelarii Paul Hastings LLP z Houston.
Jak pisze Bloomberg, banki przygotowują się już do kolejnej oceny wiarygodności kredytowej pożyczkobiorców. Przeprowadzają ją zazwyczaj dwa razy w roku. Pożyczki udzielane są na podstawie wartości rezerw produkcji. To jednak spadła wraz z taniejącą ropą.
- Zbliża się kolejny cykl. Nie chcę tego mówić, ale być może będziemy selektywnie obniżać zdolność niektórych klientów - podkreśla Marianne Lake z banku JPMorgan. Ten bank jest jednym z głównych pożyczkodawców dla branży łupkowej. "Dotychczas banki były skłonne do utrzymywania płynności firm prowadzących odwierty nawet, gdy te były już blisko wykorzystania już całej linii kredytowej. Wszystkim się to opłacało, bo łupki dawały zarobić na rynkach. Amerykańscy producenci tylko za pośrednictwem obligacji i sprzedaży obligacji w pierwszej połowie roku zarobili 44 mld dolarów. Najwięcej od 2007 roku" - pisze Bloomberg.
Większa rezerwa
Agencja podkreśla, że obecnie apetyt na zadłużanie się jest nieco mniejszy. Wszystko przez drożejące obligacje. Ich oprocentowanie wzrosło w 2015 roku do 6,84 proc., z 6,36 rok wcześniej. Niektóre z obligacji wyemitowanych w tym roku osiągają dziś poziomy handlowe, który mogą wskazywać na przyszłe problemy. To z kolei zagraża inwestorom i ich zyskom. Jak szacuje Standard & Poor's, tylko jedna firma - Halcon - może mieć problemy z zabezpieczeniem spłaty 10 proc. obligatariuszy. Pomimo tego banki nie są chętne do przejęcia złóż i kontynuowania prac na własną rękę - czytamy. - Na pewno nie chcą naciskać ponad miarę. Ostatnią rzeczą, którą banki chcą robić to starać się prowadzić firmę - podkreśla Robert Gray z kancelarii Mayer Brown. Banki znalazły się pod presja regulatorów i muszą dokładniej przyjrzeć się swoim akcjom kredytowym w sektorze energii. Zostały też zobowiązane do obcięcia poziomu linii kredytowych jeśli spadnie wartość ich zabezpieczeń. W kwietniu amerykańskiego biuro kontroli waluty oceniło, że sektor ropy i gazu jest jednym z najbardziej zagrożonych. W drugim kwartale amerykański holding finansowy zanotował wzrost portfela przeterminowanych kredytów (czyli takich, które nie zostały spłacone w umownym terminie) o ponad 400 mln dolarów. W większości to pożyczki branży energetycznego - czytamy. Z kolei JPMorgan wyasygnował 140 mln dolarów na pokrycie potencjalnych strat z tytułu kredytów w energetyce.
Autor: mn / Źródło: Bloomberg
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock