Niskie oprocentowanie bankowych rachunków zmusza Polaków do szukania innych sposobów lokowania oszczędności. Ku zadowoleniu rządu wiele osób skusiło się w ubiegłym roku na rządowe obligacje. Ubiegłoroczna oferta Ministerstwa Finansów skierowana do zwykłego Kowalskiego cieszyła się popularnością największą od dekady.
Czym są obligacje skarbowe? To papiery wartościowe sprzedawane przez Ministra Finansów, który reprezentuje Skarb Państwa. Skarb Państwa, występujący w roli dłużnika, jednocześnie gwarantuje wykup obligacji od kupującego i wypłacenie należnych odsetek. Ze względu na to obligacje są uważane za jeden z najbezpieczniejszych sposobów inwestowania.
Sprzedając obligacje rząd zadłuża się albo u instytucji finansowych (np. banki), ale może też swoją ofertę przedstawić także klientom indywidualnym. Jak wynika z najnowszych danych Ministerstwa Finansów, rok 2017 okazał się wyjątkowo dobry, jeśli chodzi o sprzedaż detalicznych obligacji skarbowych dedykowanych zwykłemu Kowalskiemu.
Najwięcej od 2007 roku
"W ciągu 12 miesięcy minister finansów sprzedał (detaliczne - red.) obligacje skarbowe za kwotę 6,86 mld złotych. To najwięcej od 2007 roku, od kiedy dostępne są odpowiednie dane. Poprzedni rekord opiewał na 6,18 mld i przypadał na 2008 rok" - pisze Bartosz Turek, główny analityk Open Finance.
Dla porównania, jeszcze w 2016 roku kupiliśmy obligacje skarbowe za 4,6 mld złotych, czyli za 67 proc. kwoty z 2017 roku.
Co skłoniło Polaków do inwestycji w obligacje? Przede wszystkim bardzo niska opłacalność trzymania pieniędzy na lokacie bankowej. To co zyskamy nominalnie, stracimy realnie w związku z inflacją, czyli wzrostem cen.
Z szacunków Open Finance na podstawie danych NBP wynika, że zakładając dziś roczną lokatę na kwotę tysiąca złotych, można liczyć jedynie na 13,5 złotych odsetek po opodatkowaniu. "To za mało, aby ochronić przed panującą inflacją" - przypomina Bartosz Turek. "Za rok wyjęte z konta pieniądze będą miały mniejsza siłę nabywczą, niż mają dziś" - dodaje.
W co inwestować?
Żeby uchronić pieniądze przed utratą wartości inwestujemy w papiery dłużne skarbu państwa. Tyle, że - wynika z analizy Turka - wybieramy te najmniej opłacalne.
Największą popularnością cieszą się trzymiesięczne obligacje. Można dzięki nim zarobić jedynie 1,5 proc. Po potrąceniu podatku także one dają więc zarobek zbyt niski, aby pokonać aktualną inflację.
"Podobnie sytuacja ma się w przypadku obligacji dwuletnich, które dziś oferowane są ze stałym oprocentowaniem na poziomie 2,1 proc." - zauważa Turek.
Dlatego analityk radzi inwestować w obligacje długookresowe. "Tarczą przed utratą wartości pieniądza okazać się mogą papiery o dłuższej zapadalności. I tak na przykład obligacja 4-letnia jest w pierwszym roku oprocentowana na 2,4 proc., ale później jej zyskowność przekraczać będzie inflację o 1,25 pkt. proc. To oznacza, że inflacja musiałaby podskoczyć do poziomu prawie 6,6 proc., aby ten papier wartościowy, po potrąceniu podatku, zaczął generować straty dla swojego właściciela" - wyjaśnia.
Od października 2016 roku są też dostępne obligacje dla osób pobierających świadczenie 500 plus, które - zdaniem Turka - są bardzo opłacalne. "Mogą oni kupić 12-letnie papiery, które w pierwszym roku dają zarobić 3,2 proc., a potem ich oprocentowanie wyznaczane jest poprzez dodanie 2 pkt. proc. do wskaźnika inflacji. W tym wypadku konieczna byłaby już spora – ponad 10-proc. - inflacja, aby zainwestowane pieniądze zaczęły tracić na wartości" - pisze Turek.
Ten ostatni rodzaj obligacji cieszy się jednak, delikatnie rzec ujmując, niewielką popularnością. W 2017 roku Polacy przeznaczyli na to zaledwie 16,9 mln złotych.
Autor: ps//dap / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock