Niewiele czasu zostało rządowi na rozwiązanie kwestii cen prądu w przyszłym roku. Choć z zapowiedzi polityków wynika, że stawki dla odbiorców indywidualnych pozostaną zamrożone, to przepisów regulujących tę kwestię wciąż nie ma.
Do Urzędu Regulacji Energetyki wpłynęły wnioski czterech, kontrolowanych przez państwo spółek energetycznych z nowymi taryfami. Firmy - jak co roku - argumentują w nich, o ile i dlaczego chciałyby podnieść ceny dla odbiorców indywidualnych w przyszłym roku. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, spółki proponują dwucyfrowe podwyżki, sięgające nawet 40 procent.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki przyjmuje wnioski, następnie są one analizowane i albo zatwierdzane albo prezes wzywa spółki obrotu do ich korekty. Tak to wyglądało dotychczas. Sytuacja zmieniła się w ubiegłym roku, gdy politycy specjalną ustawą zamrozili taryfy, do 31 grudnia tego roku. Co będzie dalej - nie wiadomo, rząd chciałby utrzymać niskie stawki na prąd dla gospodarstw domowych także w 2020 roku.
Zdaniem ekspertów powtórzenie mechanizmu z zeszłego roku będzie jednak trudne do wykonania. Problemem jest nie tyle samo zamrożenie cen dla gospodarstw domowych, a mechanizm rekompensat dla przedsiębiorców, który budzi istotne wątpliwości pod kątem zgodności z unijnymi regułami dotyczącymi udzielania pomocy publicznej.
"Nie do utrzymania"
URE wysokości wniosków spółek obrotu nie chce komentować. W oświadczeniu prezes urzędu, Rafał Gawin pisze, że wnioski są oceniane pod kątem ich zasadności. To normalna praktyka.
We wrześniu w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" Gawin mówił, że według niego, "zamrożenie cen w 2020 roku nie powinno być kontynuowane". - Tego typu ingerencja zawsze ma złe konsekwencje dla funkcjonowania rynku - przekonywał.
O "zamrożeniu nie do utrzymania" mówił jeszcze przed zaprzysiężeniem nowego rządu minister finansów, inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński. W nowym rządzie już nie zasiada.
Cztery dni później, wicepremier i minister nowego resortu aktywów państwowych Jacek Sasin (to on ma teraz nadzorować energetykę) w rozmowie radiowej powiedział, że podwyżek cen dla odbiorców indywidualnych nie będzie.
Problem w tym, że na razie nikt nie wie, jak rząd chce to osiągnąć. - Rząd nie ma gotowego żadnego projektu ustawy zamrażającej w przyszłym roku cen prądu - przyznał w czwartek w RMF FM rzecznik rządu Piotr Müller.
Potwierdził to też pytany przez dziennikarzy premier Mateusz Morawiecki.
- Robimy wszystko, żeby ceny prądu dla Polaków, dla gospodarstw domowych, również dla przedsiębiorców były jak najniższe w Europie. Zobaczymy, jak ten proces nadal będzie teraz przeprowadzany. On jest teraz w rękach Urzędu Regulacji Energetycznych - mówił premier na konferencji po posiedzeniu rządu.
Firmy zapłacą więcej
Większą pewność, czego spodziewać się w przyszłym roku mają przedsiębiorcy. Niestety, czekają ich podwyżki.
- Dla tych małych, średnich firm udało się utrzymać te ceny - ale nie da się tego robić w nieskończoność. Podmioty gospodarcze muszą liczyć się z tym, że będą musiały płacić za prąd tyle, ile wynika to z rynkowych cen wytwarzania energii - mówił minister Sasin w RMF FM.
O tym, że firmy w przyszłym roku będą musiały głębiej sięgnąć do portfela mówi też nam Piotr Stępiński z branżowego portalu biznesalert.pl. - Można się domyślać, że wzrost cen prądu dla przedsiębiorców mógłby pokryć spółkom obrotu ewentualne niższe zyski z tytułu zamrożenia cen dla gospodarstw domowych - ocenia.
- Myślę, że spółki energetyczne mogłyby oczekiwać podwyżki taryfy od kilkunastu do 30 proc., żeby nie ponosić strat na tej grupie gospodarstw domowych – dodaje Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl
Trzeba jednak pamiętać, że ostatecznie skutki podwyżek cen energii dotkną nie tylko przedsiębiorców, ale również szpitale, szkoły, przedszkola, samorządy no i na końcu także mimo wszystko gospodarstwa domowe.
- W przypadku gospodarstw domowych cena energii w rachunku to ok. 1/3 kwoty do zapłaty. W przedsiębiorstwach ten odsetek jest znacznie większy i może wynieść nawet 80 procent. Wzrost cen energii na ich rachunkach będzie oznaczał, że wzrosną ceny towarów, za które przeciętny Polak zapłaci więcej w sklepach. Trudno się spodziewać, aby przedsiębiorcy wzięli na siebie ciężar wzrostów cen energii - tłumaczy Stępiński.
Dziś największą częścią ceny prądu, zaraz po cenie zakupu przez spółki obrotu prądu, jest podatek VAT, koszty własne spółki dystrybucyjnej, koszty zakupu usług przesyłowych, akcyza, podatki i marża.
Podwyżek nie da się uniknąć
Zdaniem ekspertów, nawet jeśli przeciętny Kowalski nie zapłaci w przyszłym roku więcej za prąd, rząd nie może mrozić cen w nieskończoność.
- To, że te ceny wzrosną jest nieuniknione. Trzeba przygotować na nie społeczeństwo i biznes - uważa Piotr Stępiński.
- To konsekwencja tego, że mamy energetykę opartą w większości na węglu, który jest paliwem wysoko emisyjnym, więc musimy kupować uprawnienia do emisji CO2 które są coraz droższe, droższe niż rok temu, czy kilka lat temu. Na razie nie wiadomo, jak rząd zamierza ponownie zamrozić ceny energii dla gospodarstw domowych. Warto jednak podkreślić, że obecny model rynku oparty na administracyjnym regulowaniu cen energii jest nie do utrzymania - tłumaczy.
W Polsce blisko 80 procent energii pochodzi z węgla, a jej cena zależy między innymi od rosnących cen węgla, ale i od cen uprawnień do emisji CO2. Te z kolei utrzymują się na coraz wyższym poziomie. I raczej nie będzie tanieć, bo polityka Unii Europejskiej dąży do dekarbonizacji, zmniejszenia udziału węgla w tak zwanym miksie energetycznym aż do zera.
Agencja Moody's przewiduje, że polski rząd będzie nadal interweniował w rynek energii. Właśnie ze względu na rosnące ceny uprawnień do emisji CO2.
- Biorąc pod uwagę fakt, że dekarbonizacja poważnie przeszkadza tradycyjnemu modelowi biznesowemu polskich spółek energetycznych zakładającemu produkcję i sprzedaż taniej energii, spodziewamy się, że interwencje rządowe będą kontynuowane - powiedział, cytowany w komunikacie, Mark Remshardt, wiceprezes i starszy analityk Moody's.
Agencja przewiduje, że hurtowe ceny energii w Polsce do 2022 r. będą w przedziale 240-280 zł/MWh. W 2018 roku kształtowały się na poziomie 180-230 złotych/MWh.
Dodatkowe opłaty i regulacje
W przyszłym roku do rachunku dojdzie jeszcze tak zwana opłata mocowa. W dużym uproszczeniu to opłata za gotowość dostarczania energii przez elektrownie okresach zwiększonego zapotrzebowania. W konsekwencji ma to zwiększyć bezpieczeństwo dostaw.
Ile będzie ona dokładnie wynosiła – tego Urząd Regulacji Energii jeszcze nie podał, ale Ministerstwo Energii (które obecnie zostało zlikwidowane, a jego kompetencje przejęło Ministerstwo Klimatu i Ministerstwo Aktywów Państwowych) szacowało, że nie przekroczy ona 10 zł na gospodarstwo domowe.
I na koniec – mamy jeszcze przepisy unijne, tak zwany pakiet zimowy, czyli dyrektywę dotyczącą energii elektrycznej. Pośród wielu przyjętych przepisów znajduje się też taki, który mówi o ograniczaniu pomocy państwa dla gospodarstw domowych.
"Państwa członkowskie będą również mogły nadal, pod pewnymi warunkami, regulować czasowo ceny, aby pomóc gospodarstwom domowym dotkniętym lub zagrożonym ubóstwem energetycznym. Jednak głównym sposobem przeciwdziałania temu problemowi powinny być systemy opieki socjalnej" - czytamy w komunikacie Parlamentu Europejskiego.
- To przepisy, które zmierzają do tego, żeby uwolnić wszystkie rynki, bo oprócz Polski jest kilka krajów Unii które regulują ceny dla gospodarstw domowych. To uwolnienie powinno nastąpić od 2021 roku, to jest zapisane w tak zwanym pakiecie zimowym. To unijna dyrektywa, co oznacza, że Polska powinna ją implementować, czyli przewidzieć w prawie energetycznym koniec regulacji – tłumaczy Bartłomiej Derski.
Zamrożenie cen
Ustawa w sprawie cen energii z 28 grudnia 2018 roku zmniejszyła akcyzę na energię elektryczną z 20 do 5 złotych za MWh, obniżyła też o 95 procent opłatę przejściową i ustaliła ceny dla odbiorców końcowych na 2019 rok na poziomie z 30 czerwca 2018 roku. Ale tylko na rok.
W praktyce ustawa zamroziła ceny energii dla gospodarstw domowych, nadal więcej za prąd płaciły jednak firmy i samorządy. Wszystko przez brak odpowiedniego rozporządzenia.
Na dodatek trwał spór między polskim rządem a Komisją Europejską w sprawie szczegółów nowych rozwiązań. W konsekwencji potrzebna była nowelizacja, która weszła w życie pod koniec czerwca. Zakładała ona, że ceny dla części odbiorców (klienci indywidualni, samorządy, szpitale, najmniejsze firmy) przez cały 2019 rok pozostają zamrożone na poziomie z 2018 roku.
Dla średnich i dużych przedsiębiorstw czerwcowa nowelizacja wprowadziła możliwość ubiegania się o dopłatę do każdej kupionej i zużytej w drugiej połowie 2019 roku ilości energii w ramach dozwolonej przepisami Unii Europejskiej pomocy publicznej de minimis. Pomoc ta jest ograniczona do 200 tysięcy euro w ciągu trzech lat podatkowych.
Autor: Marta Malinowska-Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock