Kolejne zachodnie banki przesyłają polskim władzom listy z ostrzeżeniami dotyczącymi ustawy frankowej. Grożą pozwami, jeśli zostanie ona przyjęta w formie, którą zaproponował Sejm. Zdaniem mec. Piotra Schramma z kancelarii Gessel, polskie władze w przypadku skierowania sprawy do międzynarodowych trybunałów, miałyby małą szansę na zwycięstwo.
Jak przypomniał bowiem ekspert, Polska ma podpisane bilateralne umowy o wzajemnym popieraniu i ochronie zagranicznych inwestycji (BIT). - To są umowy, które rząd polski zawierał przed wielu laty z poszczególnymi krajami, które z kolei zawierały te umowy niejako w imieniu swoich inwestorów - powiedział Schramm.
Jak tłumaczył, "w umowach chodziło o to, żeby inwestor mógł się spodziewać pewnych określonych działań państwa. Żeby jego inwestycja nie mogła natrafić na to, że Polska będzie chciało z takich, czy innych przyczyn politycznych coś zmienić".
Obowiązujące przepisy
Takie umowy mamy zawarte m.in. z Niemcami (Deutsche Bank), Austrią (Raiffeisen Bank International), Stanami Zjednoczonymi (Grupa GE Money), czy Portugalią (Millennium Bank).
Dziś do tego grona dołączył BGŻ BNP Paribas, który w piśmie przesłanym do Senatu podkreśla, że "projekt ustawy o frankach skutkuje ogromnymi stratami dla sektora bankowego i osłabia klimat inwestycyjny w Polsce".
- Ryzyko przegranej polskiego rządu jest duże - podkreślił gość "Otwarcia dnia". - Polska zobowiązała się na podstawie wielu umów z krajami, że nie będzie podejmować i będzie przeciwdziałać wszystkim działaniom, których skutkiem byłoby pozbawienie inwestora całości bądź części zysków z danej inwestycji bądź możliwości rozporządzenia tymi zyskami - tłumaczył Schramm.
Brak możliwości uregulowania?
Ekspert pzywołał przykład węgierski. - Pierwotna propozycja rządu Orbana zakładała (podobnie jak w Polsce - red.) przerzucenie na banki 90 proc., a 10 proc. na kredytobiorców. Węgierski Sąd Najwyższy stwierdził jednak, że rząd nie może przerzucać wszystkiego na jedną stronę stosunku prawnego - tłumaczył mec. Piotr Schramm z kancelarii Gessel.
Podobną konstrukcję przewidują BIT-y. Dlatego też - jak zauważył ekspert - gdyby polski projekt ustawy pomocy frankowiczom został złagodzony do pierwotnej formy (podział kosztów pół na pół pomiędzy banki i kredytobiorcó) "można byłoby sobie wyobrażać, że będzie to zgodne z obowiązującymi przepisami".
Sprawa węgierska zakończyła się porozumieniem rządu Orbana z bankami. W obawie przed pozwami tamtejszy rząd dołożył 9 mld euro, żeby banki nie straciły płynności. Tam również bowiem banki groziły władzom występując z listami, ostrzegając "uważajcie Węgry, bo będziemy was pozywać".
Jak ostrzegał mec. Schramm kary nałożone na Skarb Państwa mogłyby być zdecydowanie wyższe niż zakładane straty. - O tym, że banki nie żartują wskazują listy GE, Raiffeisena i Commerzbanku - stwierdził.
Los ustawy w rękach Senatu
Projekt ustawy o restrukturyzacji walutowych kredytów hipotecznych przygotowany został przez klub PO. Miał pomóc w rozwiązaniu problemu posiadaczy hipotecznych kredytów walutowych (głównie frankowych), którzy znaleźli się w trudnej sytuacji zwłaszcza po wzroście kursu franka w styczniu br. Wiele z tych kredytów ma dziś wskaźnik LtV przekraczający 100 proc. (co oznacza, że wartość hipoteki jest niższa niż wartość kredytu). Ustawa została jednak gruntownie zmieniona podczas sejmowego głosowania 5 sierpnia. W pierwotnej wersji projektu koszty przewalutowania miały być dzielone pół na pół na kredytobiorców i banki. Jednak posłowie niespodziewanie przegłosowali poprawkę SLD, która 90 proc. tych kosztów przerzuca na banki.
Na początku września nad ustawą głosował będzie Senat, który prawdopodobnie przywróci ją do pierwotnego kształtu.
Autor: mb / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24BiŚ