Do maja Polska wydała niecałe 3,5 proc. z 7,5 mld zł przyznanych nam funduszy strukturalnych. Jeśli nie będziemy korzystać z unijnych pieniędzy, to możemy je stracić - czytamy w "The Wall Street Journal Polska".
Ministerstwo Finansów obawia się, ze opóźnienia w realizacji inwestycji prowadzonych przez publiczne instytucje mogą utrudnić dofinansowanie od Komisji Europejskiej. A to w konsekwencji oznaczałoby wzrost deficytu budżetowego.
Ze sprawozdania z wykonania budżetu za pierwsze pięć miesięcy tego roku wynika, że wykorzystano zaledwie 260 mln zł z przyznanych 7,5 mld. Według nieoficjalnych informacji resort kierowany przez Zytę Gilowską prognozuje, że w tym roku skuteczność zdobywania środków unijnych wyniesie ok. 25 proc. - a to według WSJP oznacza zwiększenie deficytu.
Środki unijne mają pokryć w budżecie wydatki, jakie państwowe instytucje poniosą w związku z realizacją inwestycji współfinansowanych przez Wspólnotę. Mechanizm ten działa jak w przypadku podmiotów prywatnych. Inwestor, czyli Polska zbiera środki na pokrycie całości inwestycji, a potem w miarę jej realizacji wysyła faktury, które potwierdzają wykonanie kolejnych etapów. Dopiero na podstawie tych dokumentów Unia wypłaca refundację.
Niższe od założonych dochody budżetu ze środków unijnych będą oznaczały, że wrócą one do kasy w Brukseli, a wzrośnie obciążenie finansów państwa. Chociaż ministerstwo finansów uspokaja i zapowiada, że dochody budżetowe i wzrost gospodarczy są wyższe od spodziewanych i będzie można nimi pokryć ewentualna dziurę, której nie zapełnią pieniądze z Unii. Sytuacja nie wygląda tak różowo. Nadwyżkami trzeba będzie pokryć również uchwaloną przez Sejm obniżkę składki rentowej, która kosztować będzie tylko w tym roku 3 mld zł.
Źródło: "The Wall Street Journal Polska"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24