Od 12 do 48 zł żądają niektóre linie lotnicze od osób, które chcą zabrać ze sobą więcej, niż bagaż podręczny. To nowy sposób przewoźników na ukrycie prawdziwej ceny przelotu - pisze "Rzeczpospolita"
Linie lotnicze szybko znalazły metodę na Komisję Europejską, która stara się wymóc na nich, by ceny biletów nie kryły dodatkowych opłat dopisanych drobnym drukiem. Bruksela zakwestionowała opłaty paliwowe, więc teraz przewoźnicy każą sobie płacić za bagaż.
W ciągu ostatnich kilku dni opłatę za bagaż wprowadził m.in. węgierski Wizz Air i angielski easyJet. Za walizkę wkładaną do luku samolotu zapłacą również klienci irlandzkich linii Ryanair i AerLingus. Podróżni powinni szybko podejmować decyzję co do ilości zabieranego bagażu. Wysokość opłaty zależy bowiem od momentu jej uiszczenia. Klient Ryanaira, płacąc za torbę lub walizkę razem z biletem, musi wydać 6 euro, jeżeli jednak postanowi zrobić to dopiero na lotnisku - dwa razy więcej.
Przewoźnicy twierdzą, że wprowadzenie opłat przyspiesza odprawę. Poza tym zachęca pasażerów do zabierania jak najmniejszej ilości bagażu, co ma przyspieszyć odprawę.
Z reguły wprowadzając opłaty za przewóz bagażu, władze linii podnoszą limit wagowy rzeczy, które można wziąć ze sobą jako bezpłatny bagaż podręczny.
W lipcu Parlament Europejski przyjął rozporządzenie nakładające na przewoźników obowiązek podawania całkowitej ceny biletu - wraz z podatkami, opłatami lotniskowymi i innymi. Zgodnie z nim, linie lotnicze nie mogą już reklamować biletów za złotówkę, gdy faktycznie cena wynosi o wiele więcej. Mimo, że rozporządzenie musi jeszcze zostać zaakceptowane przez rządy państw członkowskich, większość przewoźników już podaje całkowite ceny swoich usług. Wyjątkiem jest właśnie opłata za bagaż.
Pytanie, czy również takiej praktyki nie zakwestionuje Bruksela i nie znowelizuje rozporządzenia, oraz jakie opłaty dodatkowe wymyślą wtedy linie.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24