Jeszcze w tym roku możliwe jest zakończenie procesu Bogusława B., skazanego wcześniej w aferze Art-B, obecnie oskarżonego o wyłudzenia za pomocą tzw. piramidy finansowej. Na listopad sąd zaplanował m.in. przesłuchanie ostatniego ze zgłoszonych świadków.
Proces ten rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Warszawie pod koniec 2012 r. Oskarżeni Bogusław B. i Maciej G. - według prokuratury - w latach 2005-2007 oszukali ok. 170 osób, które zainwestowały łącznie ponad 33,5 mln zł. Grozi za to do 12 lat więzienia.
Niekompletna opinia biegłego
W piątek przed sądem m.in. na pytania B. dotyczące przelewów finansowych odpowiadał biegły, który przygotował opinię w sprawie. Sędzia Mariusz Iwaszko poinformował, że na kolejnej z rozpraw - zaplanowanej na 17 listopada - rozpocznie tzw. zaliczanie obszernego materiału dowodowego. Zwykle jest to jedna z końcowych czynności sądu przed zakończeniem procesu.
Z kolei na 28 listopada przewidziano przesłuchanie ostatniego z zawnioskowanych świadków.
Sprawa może się jednak przeciągnąć, jeśli sąd uwzględni wnioski dowodowe, których złożenie zapowiedział w piątek B. Wnioski te mają m.in. - jak zapowiada oskarżony - uzupełnić niekompletną jego zdaniem opinię biegłego.
Pozory działalności
Akt oskarżenia w tej sprawie wpłynął do sądu w lutym 2012 r. Jak informowała wówczas policja, dochodzenie wszczęto w 2007 r. po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego. Chodziło o podejrzenia przestępstwa polegającego na prowadzeniu działalności w zakresie obrotu maklerskimi instrumentami finansowymi bez wymaganego zezwolenia.
Ustalono, że Bogusław B. działał w imieniu spółki z siedzibą w Wielkiej Brytanii, a prezesem innej ze spółek był Maciej G. Oskarżono ich o to, że wprowadzali inwestorów w błąd, zawierając z nimi poprzez siatkę pośredników umowy. Ich przedmiotem było zarządzanie wpłacanym przez klientów kapitałem; w zamian mieli otrzymywać odsetki.
- W rzeczywistości tworzyli oni pozory profesjonalnej działalności inwestycyjnej. Zamiast gwarantowanego inwestorom jednoprocentowego zysku tygodniowo, czyli 52 proc. rocznie, oraz gwarancji zwrotu kapitału, stworzyli system służący jedynie do wyłudzania środków na zasadzie tzw. piramidy finansowej - informowała policja.
"Pranie brudnych pieniędzy"
Przez jakiś czas umowy były obsługiwane terminowo. Pieniądze pochodziły z wpłat nowych klientów lub z tych samych środków, które przekazał inwestor. Znaczna część zainwestowanych środków nigdy nie została zwrócona. W śledztwie B. i G. nie przyznali się do zarzucanych im czynów.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi jeszcze jedno śledztwo, w którym podejrzanym jest B. W sprawie, która początkowo toczyła się w Prokuraturze Rejonowej Warszawa Śródmieście-Północ, m.in. B. usłyszał zarzut "prania brudnych pieniędzy" i został aresztowany. Jak informowano chodzi o "wypranie" ponad 11 mln złotych. Według prokuratury pieniądze te, które wpłacono na rachunek bankowy w Polsce, pochodziły z oszustwa dokonanego na niekorzyść jednej ze spółek w Szwajcarii.
Sprawa Art-B, w której skazany został Bogusław B., była najgłośniejszą aferą początków III RP. B. ze wspólnikiem Andrzejem G. mieli, omijając prawo przy pomocy tzw. oscylatora, zarobić 4,2 bln ówczesnych zł (420 mln dzisiejszych zł). Latem 1991 r. B. i Andrzej G., ostrzeżeni o zbliżającej się akcji UOP, uciekli z Polski i osiedli w Izraelu, którego obywatelstwo uzyskali. B. został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r. na 9 lat więzienia.
Przywłaszczenie 71,8 mln zł
Do niedawna prowadzone zaś było śledztwo dotyczące Andrzeja G. Jak informowały media, w kwietniu warszawska prokuratura umorzyła - z powodu przedawnienia - wątek tego śledztwa dotyczący oscylatora. Śledztwo ostatecznie zakończono w końcu czerwca, gdy do warszawskiego sądu trafił akt oskarżenia wobec G. dotyczący zarzutu przywłaszczenia w latach 1990-91 mienia spółki Art-B. Zarzut mówi o blisko 71,8 mln zł - w przeliczeniu na obecne złotówki. Sprawa czeka na wyznaczenie pierwszego terminu w sądzie.
- Rzekome narażenie mojej własnej firmy na straty to nie przestępstwo. Wreszcie będę mógł przedstawić swój punkt widzenia. Nie naraziłem nikogo na straty. Likwidator odzyskał pieniądze z nawiązką - mówił Andrzej G. na początku października w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Mieszkający w Izraelu G. zapowiedział, że będzie przyjeżdżał na swój proces.
Autor: pp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia-CC-BY