Majdan przejął władzę na Ukrainie łamiąc tamtejszą konstytucję; nie ulega to dla mnie i nigdy nie ulegało żadnej wątpliwości. Nie ma bowiem możliwości odwołania prezydenta z urzędu przez parlament, dlatego iż ten jednostronnie uznał, że prezydent „opuścił urząd”, jak to tłumaczono tydzień temu.
Nie ma takiej możliwości ani w jednej, ani w drugiej ukraińskiej konstytucji. Parlament mógł przeprowadzić procedurę odwołania prezydenta zgodnie z konstytucją (tą janukowyczowską, bo ona wtedy obowiązywała), ale to procedura rozciągnięta w czasie, wymagająca udziału sądów, nie do przeprowadzenia na jednym posiedzeniu Rady Najwyższej. Panowie politycy czekać jednak nie chcieli i postanowili z narracji demokratycznej przejść do narracji rewolucyjnej.
Oczywiście łatwo można ich zrozumieć. Jeśli władza zabija ludzi na ulicach, po czym odlatuje w nocy helikopterem nie wiadomo dokąd, to można uznać, że zniknęła i jej już nie ma, mimo że dzień wcześniej podpisywało się z nią ustalenia przy udziale ministrów spraw zagranicznych dwóch państw Unii Europejskiej. Przedstawiciele innych państw od tygodnia wskazują, iż wprawdzie istnieją pewne wątpliwości natury prawnej, ale dodają, że to skomplikowane i że w ferworze rewolucji czasami tak się dzieje. W związku z tym jest pewne, że dziś Wiktor Janukowycz nie jest już żadnym prezydentem. Czasami odnoszę wrażenie, że mówią to z pewnym zakłopotaniem. Zapewne głupio przyznawać otwarcie, że faceta, który strzelał do ludzi odwołano nielegalnie. Nawet jeśli to prawda.
Odchodząc od ocen moralnych, tego kto jest dobry, a kto zły, kto zasługuje na sąd i kto strzelał do ludzi, bo wiadomo, że w tym kontekście Janukowycz jest totalnie przegrany, trzeba pamiętać, że jeśli ktoś się decyduje na przejęcie władzy i usunięcie mimo wszystko legalnego i pochodzącego z uznanych przez międzynarodową społeczność wyborów prezydenta, to powinien się liczyć z kontrrewolucją. Co gorsze, w takiej sytuacji kontrrewolucja może mieć w ręku istotne argumenty nie tylko natury militarnej, ale także natury prawnej. To, że w tym przypadku kontrrewolucja to żołnierze rosyjscy nie ma kluczowego znaczenia, bo zawsze można powiedzieć, że to Janukowycz ich poprosił o pomoc. Tak się robi na świecie. Ostatnio ktoś prosił o to Francuzów w Republice Środkowoafrykańskiej.
Rewolucje czasami bywają bardziej krwawe i trwają dłużej niż się na początku wydaje. Możliwe, że w Kijowie nie wszyscy wzięli to tydzień temu pod uwagę. Przez rewolucyjny pośpiech spór może trwać jeszcze bardzo długo, nawet jeśli Rosja kiedyś wycofa swoich żołnierzy z Krymu. A istnienie takiego uzasadnionego sporu prawnego może poważnie utrudniać pożyczanie Ukrainie jakichkolwiek pieniędzy. Dość ryzykownie jest pożyczać bowiem pieniądze państwu, które samo nie wie, gdzie faktycznie kończy się jego terytorium.
Oczywiście nie ma żadnego dowodu na to, że gdyby Majdan usunął Janukowycza w sposób legalny, to nie miałby po chwili na Krymie rosyjskich żołnierzy. Bardzo możliwe, że i tak by miał. Tylko, że jeśli kiedyś w jakiejś Genewie, czy Helsinkach Rosja i Ukraina zaczną przy udziale innych państw pracować nad porozumieniem polityczno-prawnym, to Majdan przynajmniej miałby wszystkie argumenty po swojej stronie. W obecnej sytuacji nie będzie mieć nawet tego. Wynegocjowanie własnej suwerenności przy stole będzie więc kosztować Ukrainę więcej. Rewolucje są drogie.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA