Wiadomością dnia dla mnie jest dzisiaj ta o wzroście płac w Polsce o prawie 5 procent. Tak szybko wynagrodzenia nie rosły od ponad dwóch lat, a dzieje się to przy znikomej inflacji.
Oczywiście wiem, że w Polsce zarabia się znacznie mniej niż wynosi średnia, którą podaje GUS. Pisałem zresztą o tym już półtora roku temu. Mimo to jednak uważam, że zmiany podawanego przez GUS średniego wynagrodzenia w przedsiębiorstwach zatrudniających ponad 9 osób warto śledzić. Po pierwsze średnie i duże firmy mają większy wpływ na rynek pracy w Polsce niż te małe, a po drugie innych tego typu danych nie mamy, więc trudno wybrzydzać. Teraz do sedna.
Płace brutto w firmach w marcu były o 4,8 procent wyższy niż rok wcześniej. To najszybszy wzrost od stycznia 2012 r., kiedy płace wzrosły o 8,1 procent rok do roku. Ale wtedy inflacja wynosiła 4,1 procent. A dziś wynosi 0,7 procent.
Kiedy uwzględnimy w danych o wzroście płac inflację i w ten sposób wyliczymy realny wzrost płac, to okaże się, że wyniósł on w marcu 4,1 procent, a więc najwięcej od stycznia 2009 r.
A jeśli porównamy sobie roczną dynamikę zmian płac realnych z roczną dynamiką PKB, to łatwo zauważymy spore podobieństwo:
Jeśli PKB i płace realne są ze sobą powiązane, to można zadać pytanie, co jest najpierw? Czy płace rosną/spadają, bo rośnie/spada PKB, czy może PKB rośnie/spada, bo rosną/spadają płace?
Wydaje mi się, że dziś sytuacja jest zupełnie inna niż w 2008 r. Wtedy mieliśmy szok zewnętrzny (Lehman Brothers) i nagły kryzys. Firmy broniąc się, między innymi zwalniały pracowników, co natychmiast zahamowało apetyty płacowe tych, którzy pracę wciąż mieli. Czyli wtedy spadek dynamiki PKB wystąpił najpierw i pociągnął za sobą spadek płac realnych.
Lata 2009-2012, to doskonały przykład jak dużo zaoszczędziły firmy (przy okazji zwiększając kosztem pracowników konkurencyjność) podtrzymując wśród siły roboczej przekonanie, że kryzys trwa i zwolnienia są możliwe w każdej chwili. Płace rosły minimalnie nawet w czasach wzrostu PKB o ponad 4 procent.
Koniec 2012 r. to początek wyraźnego spadku inflacji w Polsce. Coraz niższa inflacja automatycznie wywoływała coraz większy wzrost płac realnych, nawet jeśli nominalnie nadal rosły one powolutku. Ożywienie gospodarcze zaczyna się natomiast co najmniej pół roku później. Mija kolejny rok i do wciąż niskiej inflacji dołącza się coraz szybszy wzrost płac nominalnych, co daje realnie wynik najlepszy od ponad sześciu lat.
Jeśli zależność widoczna od półtora roku ma nadal działać powinniśmy oczekiwać już wkrótce wzrostu gospodarczego na poziomie 4 procent.
Kiedyś w końcu inflacja znów zacznie rosnąć i wtedy płace realne automatycznie będą wyglądać gorzej. Ale na razie pracownicy mogą korzystać z koniunktury i próbować nadrabiać straty z lat 2009-2012. To jest ten moment. Wszystko wskazuje na to, że pracodawcy zaoszczędzili wtedy tyle, że teraz stać ich na podwyżki płac.
Warto też pamiętać, że podwyżki płac są niezwykle pozytywne dla gospodarki. Po pierwsze ludzie mają więcej pieniędzy na konsumpcję, dalej nakręcającą koniunkturę, po drugie rosną wpływy z PIT, więc lżej jest budżetowi, po trzecie rosną wpływy ze składek do ZUS i do NFZ, więc także tam dziury się zmniejszają.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: ZDM Poznań