Środowy protest rolników z AGROunii zwrócił uwagę wielu osób. Wydarzenia na placu Zawiszy w Warszawie spotkały się również z krytyką i to nie tylko z powodu utrudnień w ruchu. Wiele kontrowersji wzbudziły wyrzucone na jezdnię jabłka.
Środa na stołecznych ulicach rozpoczęła się nietypowo. Warszawski protest rolników przykuł uwagę wielu warszawiaków i nie tylko. Najwięcej emocji wzbudziły jednak nie petardy czy płonące opony. Nawet martwa świnia na torach tramwajowych nie wywołała takiego oburzenia, jak wysypane na jezdnię tysiące jabłek. Wielu internautów komentowało i zwracało uwagę, że wyrzucanie jabłek na ulicę jest marnowaniem żywności. Tę kwestię podniósł również minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
"Akt desperacji"
Przypomnijmy, że to nie pierwsza akcja tego typu. 7 marca na rondzie w Górze Kalwarii oraz na placu Unii Lubelskiej w Warszawie również zostały przez rolników rozsypane jabłka. Dzień później rolnicy rozdawali na tym samym placu ładnie opakowane owoce z okazji Dnia Kobiet.
Skupiająca rolników AGROunia była organizatorem obu protestów. Po pierwszym z nich opublikowano na facebookowej stronie AGROunii oświadczenie. Tam rolnicy uzasadniali swoje działania i wysypywanie jabłek na ulice. "Sadownicy nie będą ukrywać na wsiach swojego dramatu, spowodowanego brakiem możliwości sprzedaży owoców. Niech ludzie widzą, że mamy problem. Sadownicy, wzywamy do działania" - mogliśmy przeczytać.
Teraz ci sami rolnicy napisali, że "wydarzenia z Placu Zawiszy to akt desperacji".
Relacjonujący środowy protest reporter tvnwarszawa.pl Lech Marcinczak mówił, że jabłka wyrzucone na ulicę dość szybko znalazły amatorów wśród przechodniów i gapiów. Sam też skusił się na jedno. - Bardzo twarde, soczyste i smaczne - ocenił.
Niska cena
By zrozumieć problemy sadowników, trzeba cofnąć się do upalnego lata 2018. Dzięki wymarzonej pogodzie polskie sady wyjątkowo obrodziły w jabłka. Nadpodaż spowodowała jednak drastyczne obniżenie ceny, a eksperci już wtedy przewidywali, że pół miliona ton jabłek może się zmarnować.
- Nie mnie oceniać formę protestu. Ale jeśli chodzi o to, co zostało wyrzucone, czyli jabłka, to jest związane z nadpodażą na rynku. Ceny są historycznie niskie, zbiory w zeszłym roku były rekordowe. Mamy zamknięty z powodu embarga rynek rosyjski - podkreśla w rozmowie z tvn24bis.pl analityk Credit Agricole Jakub Olipra. Jego zdaniem produkcja w Polsce jest silnie ukierunkowana na rynki wschodnie. Te odmiany, które sprzedawaliśmy wcześniej do Rosji - jak wskazuje analityk - nie sprzedają się na zachodzie, czy to ze względu na parametry smakowe, czy w związku z wyglądem jabłek. Ostatnie dane Eurostatu wskazały, że mamy trzecią największa powierzchnię sadów w Unii Europejskiej, zaraz po Hiszpanii i Włoszech - w dużej mierze dzięki sadom jabłoniowym. To wszystko pokazuje, że na rynku mamy chroniczną nadpodaż. Z tego powodu rolnicy protestują. Ceny od lat ich nie zadowalają - powiedział dla tvn24bis.pl Jakub Olipra.
Średnia cena skupu jabłek przemysłowych (z którego robi się na przykład soki lub przeciery) w 2018 roku wynosiła kilkanaście groszy za kilogram. Sytuację na rynku miał uratować interwencyjny skup. Rząd zapowiedział w zeszłym roku, że kupionych zostanie 0,5 mln ton jabłek po 0,25 zł za kg.
- W sytuacji, gdy mamy swobodny przepływ towarów w ramach Unii, to skupy interwencyjne mają ograniczoną skuteczność. Uważam, że takie rozwiązanie w długim okresie, zwłaszcza w sytuacji chronicznej nadpodaży, jest nieskuteczne - podkreśla Olipra.
Według danych portalu dlahandlu.pl cena jabłek do spożycia (czyli takich, które trafiają do sklepów) waha się w sklepach od około 1,30 do 3,10 zł za kilogram, przy czym średnia to ok. 2,10 zł. Według danych rządowych średnia cena skupu tego typu jabłek wynosiła w marcu tego roku 0,74 zł/kg.
- Chcemy zwrócić uwagę na to, że jest ogromny problem z jabłkami. Doprowadziły do tego wieloletnie błędy i niedorzeczna polityka zagraniczna (...). Dochodzi do tego niska skuteczność funduszu promocji - mówił przed kilkoma dniami w rozmowie ze "Światem Rolnika" prezes AGROunii Michał Kołodziejczak.
Postulaty rolników
- Jabłka to również zwrócenie uwagi na temat Rosji i powiązanie go z postulatem polskiego embarga na rosyjski węgiel - stwierdził cytowany przez "Świat Rolnika" Kołodziejczak.
Zakaz importu rosyjskiego węgla, który miałby być odpowiedzią na embargo jabłek, jest jednym z najnowszych postulatów AGROunii, która jeszcze niedawno domagała wypracowania możliwości ponownego eksportu polskiej produkcji na chłonny rynek wschodni.
Wśród postulatów rolników, którzy w lutym również wyszli na ulice Warszawy, były jeszcze m.in. wprowadzenie przepisów nakładających obowiązek znakowania produktów rolno-spożywczych flagą kraju produkcji, wprowadzenie "realnych" kontroli jakości żywności, a także prowadzenie polityki międzynarodowej "uwzględniającej interes gospodarstw rodzinnych".
"Sadownicy to największe ofiary nieodpowiedzialnej polityki zagranicznej i embarga nałożonego na (prawdopodobnie miało być "przez" - red.) Rosję. My jesteśmy zablokowani w eksporcie. Niemcy, Francuzi kombinują jak mogą i załatwiają sobie swoje interesy. Rosja? Kupiłaby właściwie wszystkie nasze jabłka. Tymczasem sprzedaje nam węgiel, a jabłka leżą w chłodniach" - argumentowała na Facebooku AGROunia.
W podobnym tonie wypowiada się Związek Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej, który na swojej stronie internetowej podkreśla, że "rolnicze protesty są stałym elementem życia publicznego".
"Ta branża ma stałe lub cykliczne problemy zarówno w krajach biednych (np. Indie), jak i dobrze rozwiniętych (np.Francja). Widok palonych opon na ulicach często im towarzyszy. Takie problemy dotykają od jakiegoś czasu polskie sadownictwo. Ich główną przyczyną w perspektywie kilku ostatnich lat jest bez wątpienia brak handlu z Rosją. Bądźmy pewni, że gdyby nie rosyjskie embargo, nawet w sezonie tak ogromnego urodzaju nie byłoby tak niskich cen za nasze jabłka" - napisał ZSRP.
- Niektóre żądania AgroUnii wybiegają poza kompetencje ministerstwa rolnictwa - komentował Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa. Dodał także, że toczą się rozmowy w ramach Porozumienia Rolniczego i wypracowywane są rozwiązania. - Aby realnie można było rozwiązać problemy, trzeba mieć wiedzę nie tylko jak funkcjonuje polski rynek, ale także inni w Europie - dodał w rozmowie z PAP.
Byliśmy potęgą
Nieco ponad pół dekady temu byliśmy największym eksporterem jabłek na świecie. Po wprowadzeniu w 2014 roku embarga przez Rosję, która była największym importerem polskich jabłek, nasza sprzedaż zagraniczna wyraźnie się zmniejszyła.
Mimo to Polska pozostaje jednym z największych producentów i eksporterów jabłek na świecie. Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego w 2018 roku zebrano ok. 4 mln ton jabłek (o ok. 64 proc. więcej niż w 2017 r.). Jeśli chodzi o samą produkcje, to Polskę wyprzedzają tylko Chiny i USA, natomiast pod względem wartości eksportu jesteśmy dopiero na ósmej pozycji na świecie. Według worldstopexports.com wartość polskiego eksportu jabłek w 2017 r. wyniosła 344 mln dol. (ok. 1 mld 300 mln zł).
"Sadownicy to elita rolników? Cóż, to branża która jest pod kreską i wiele wskazuje, że dalsza ignorancja problemów ze strony ministerstwa rolnictwa doprowadzi do upadku wielu gospodarstw. Polska przestanie być eksporterem. Przestaną pieniądze z zagranicy wpływać na nasz rynek. W jeszcze większej ilości zaczną przyjeżdżać do naszego kraju jabłka z zagranicy. Co to oznacza? Wyższe ceny i niższa jakość dla konsumenta" - napisała na portalu społecznościowym AGROunia.
- Pojawiają się głosy, że Polska sobie poradziła z rosyjskim embargiem na jabłka. Ja nie podzielam tej opinii. Uważam, że nie udało nam się zagospodarować w pełni podaży. Dodatkowo pamiętajmy, że bardzo dużo wysyłamy poprzez Białoruś, czyli nieoficjalnymi kanałami. A Rosja prowadzi bardzo silne nasadzenia. Na efekty trzeba poczekać kilka lat, ale już w 2020 roku myślę, że będziemy mieli duży problem, by sprzedawać polskie jabłka przez Białoruś do Rosji. Więc sytuacja będzie się pogarszać - zaznaczył Olipra.
Autor: Krzysztof Krzykowski / Źródło: tvn24bis.pl