- PSL jest za budową elektrowni atomowej w Polsce. Widzimy nie tylko potrzebę, ale wręcz konieczność zbudowania bloków jądrowych - przekonywał w poniedziałek w TVN24 Janusz Piechociński. Wicepremier i minister gospodarki skomentował w ten sposób słowa premier Ewy Kopacz, która powiedziała wczoraj, że "w przeciwieństwie do moich oponentów politycznych nie ma w tyle głowy po cichu budowania elektrowni atomowej".
- Jesteśmy otoczeni przez kraje energetyki jądrowej i jeżeli chcemy zmieścić się w naszych limitach emisyjnych bez cięcia naszego przemysłu i transportu i bez istotnego importu energii z zewnątrz to musimy mieć bloki jądrowe - powiedział Piechociński w programie "Jeden na Jeden".
Realny termin
Zdaniem wicepremiera termin powstania elektrowni jądrowej w Polsce to 2025 rok. - To jest termin nie tylko prawdopodobny, ale musi być realny - podkreślił.
Pierwotnie zakładano, że pierwsza elektrownia powstanie już w 2019 roku. - Opóźnienie wynika z tego, że amerykański podwykonawca od badań geologicznych, od oddziaływania na środowisko i wypracowania konsensusu w otoczeniu społecznym zawiódł i umowa z nim została zerwana. W związku z tym polska elektrownia atomowa powstanie znacznie później niż zakładaliśmy jeszcze pięć lat temu - tłumaczył wicepremier.
Piechociński przyznał, że PSL było przeciwko energetyce jądrowej, ale było to jeszcze przed przyjęciem zobowiązań europejskich na kolejne redukcje emisji CO2 (odpowiedzialnego w dużej mierze z ocieplenie klimatu).
Jak informowały wcześniej media, poślizg w budowie polskiej jądrówki wynika m.in. z konieczności przejęcia przez PGE EJ1 badań środowiskowo-lokalizacyjnych od mającej je wykonać firmy Worley Parsons (PGE zrezygnowała z niej ze względu na nieterminowość). Dlatego przetarg zintegrowany, który ma wyłonić m.in. konsorcjum dostarczające technologię i finansowanie, odbędzie się dopiero pod koniec 2015 r., a nie – jak wskazywano wcześniej – na początku tego roku. Spółka prowadzi rozmowy z dostawcami technologii z takich krajów jak Japonia, USA, Francja czy Kanada. Eksperci wskazują jako najbardziej prawdopodobny wybór konsorcjum francuskich firm EdF i przeżywającej kłopoty finansowe Arevy. Innym powodem poślizgu ma być brak pomysłu na rządowy system wsparcia dla inwestycji. Stosowane w Wielkiej Brytanii tzw. kontrakty różnicowe, które PGE wskazywała jako preferowane rozwiązanie, zostały zaskarżone przez Austriaków. Spółka PGE EJ 1, odpowiedzialna jest za przygotowanie i wybudowanie elektrowni jądrowej o mocy ok. 3000 MW. Według harmonogramu, właściwa budowa pierwszego bloku powinna ruszyć w 2020 r. W 2014 roku PGE podpisała z Tauronem, Eneą i KGHM umowę w sprawie objęcia przez te firmy łącznie 30 proc. udziałów w spółce celowej PGE EJ1.
Spór o elektrownię
W niedzielę Ewa Kopacz, która odwiedziła województwo łódzkie mówiła o bezpieczeństwie energetycznym Polski. Odniosła się także do budowy elektrowni jądrowej. - W przeciwieństwie do moich oponentów politycznych nie mam w tyle głowy po cichu budowania elektrowni atomowej (...) Wprost, na każdym spotkaniu, wtedy, kiedy pytali mnie koledzy z Europy, niekoniecznie przychylni węglowi kamiennemu, twardo powtarzałam: bezpieczeństwo energetyczne Polski oparte jest na naszych naturalnych surowcach, węglu brunatnym i kamiennym - podkreśliła.
Na uwagę, że zwolennikiem pomysłu budowy elektrowni atomowej w Polsce był Donald Tusk, Kopacz odpowiedziała: - Nie, nie Donald Tusk. Ja pamiętam inne przemówienie premiera, który na sali sejmowej mówił, że trzeba się bardzo pochylić nad tym pomysłem. Polecam lekturę przemówień - powiedziała.
Czym zajmuje się rząd?
Do słów szefowej rządu odniosła się kilka godzin później kandydatka PiS na premiera Beata Szydło, która przebywała w niedzielę w Tarnowie. Jak przyznała, komentarz Kopacz dotyczący elektrowni atomowej przyjęła ze zdziwieniem.
- W 2009 roku rząd Donalda Tuska przyjął uchwałę o przygotowaniu programu „Polska Energetyka Jądrowa”, a w 2014 roku zaczął on być wdrażany w życie. Minister Aleksander Grad został szefem tego programu i pobierał sowite apanaże, a dzisiaj premier Ewa Kopacz mówi, że nie ma już takich planów. Trzeba więc zapytać, na co i dlaczego zostały wydane pieniądze podatników, około 300 mln złotych - stwierdziła Szydło. - Dlaczego zarząd spółki, która przygotowywała program budowania energetyki jądrowej w Polsce, pobierał tak sowite wynagrodzenia? - pytała kandydatka na premiera.
- Czy premier Ewa Kopacz panuje nad tym, co dzieje się z pieniędzmi podatników, które wypłacane są z budżetu państwa na różne projekty? Niedługo premier Kopacz nie będzie w ogóle wiedziała, czym zajmuje się rząd i co należy do jej obowiązków - powiedziała.
Autor: tol / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock