Ten system emerytalny się rozpadnie, nie ma wątpliwości - przekonywał w TVN24 profesor Witold Orłowski z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Jego zdaniem albo wszyscy w przyszłości będą otrzymywać minimalną emeryturę, niezależnie od odłożonych składek albo państwo będzie musiało dopłacić do świadczeń z budżetu państwa, co skończy się jego bankructwem.
- Mamy w tej chwili system emerytalny, w którym wysokość emerytury zależy od wysokości odprowadzonych składek. Ale jak ktoś bardzo mało zarabia, to i tak nie jest w stanie odprowadzić dostatecznie dużo składek. W związku z tym wszyscy składamy się, aby dopłacić takiej osobie do emerytury minimalnej. Osobom, które mało zarabiają jest wygodniej wziąć emeryturę natychmiast. Ona i tak nie będzie wyższa, bo nie odłożyli na swoją emeryturę - mówił w TVN24 prof. Orłowski.
Inne problemy
Ekonomista stwierdził, że w okresie długofalowym biznes poradzi sobie z niższym wiekiem emerytalnym. - Zacznie po prostu zastępować pracę, ludzi nisko wykwalifikowanych, pracą maszyn. I jeśli dostatecznie dużo się w to zainwestuje top popyt na pracę nisko wykwalifikowanych ludzi spadnie. Nie jest tak, że będzie to koniec świata - wyjaśniał. Zwrócił jednak uwagę na dwa problemy. - Po pierwsze z tego powodu będziemy prawdopodobnie wytwarzać mniejsze PKB, będziemy mniej produkować. A po drugie mamy w systemie emerytalnym presję na spadek emerytur. Jeśli presję łagodzi się deklarując na przykład, że ludzie mają zagwarantowaną minimalną emeryturę, to oczywiście wszyscy się musimy na nią składać. Im większej ilości ludzi pozwolimy iść na wcześniejszą emeryturę, mimo, że nie mają odłożonych składek to tym więcej społeczeństwo będzie musiało się na nią składać - powiedział gość TVN24. Tłumaczył też, dlaczego każdy dodatkowy rok pracy powoduje znaczny, kilkuprocentowy wzrost emerytury. W momencie przejścia na emeryturę, wyznacza się ją dzieląc to, co zebraliśmy przez oczekiwaną przez ZUS długość dalszego życia. W tej chwili dla 65-latka jest to powiedzmy 15 lat. No więc każdy dodatkowy rok pracy oznacza nie tylko, że składek jest trochę więcej, ale przede wszystkim oznacza to, że nie dzielimy tej kwoty na 15, tylko na 14, 13, 12 lat - mówił. Według niego nie ma wątpliwości, że ten system emerytalny się rozpadnie. - Pytanie, w jaki sposób. Jest kilka scenariuszy. Pierwszy to emerytura w wysokości tysiąca złotych wypłacana wszystkim. I już są takie pomysły. Drugi to jest dokładanie pieniędzy z budżetu państwa tak długo aż nastąpi sytuacja grecka, czyli państwo zbankrutuje. Albo dodrukuje pieniądze, wybuchnie inflacja i emerytury same realnie spadną, albo państwo będzie musiało powiedzieć, że nie będzie w stanie wypłacać emerytur - podkreślił Orłowski.
Niższy wiek emerytalny
1 października w życie weszły przepisy, które przywracają wiek emerytalny: 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Jest to powrót do stanu sprzed reformy z 2012 r., która wprowadziła stopniowe podwyższanie wieku emerytalnego do 67 lat bez względu na płeć.
Jak obliczył ZUS, w 2017 r. na emeryturę może przejść ok. 331 tys. osób. We wrześniu wniosek o przyznanie emerytury złożyło 275,7 tys. osób, w tym 196,7 tys., które składały go po raz pierwszy.
ZUS nie będzie sam przyznawał emerytury wszystkim osobom, które ukończą 60 albo 65 lat. Przyzna ją dopiero wtedy, gdy osoba zainteresowana złoży wniosek. I nie wcześniej niż od miesiąca, w którym go otrzyma. Emerytura jest świadczeniem przyznawanym na wniosek osoby zainteresowanej.
Wniosek o emeryturę można składać osobiście przez internet, w placówce ZUS lub na poczcie na 30 dni przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Wnioski wynikające z obniżenia wieku emerytalnego można składać od 1 września.
Jak poinformowała prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska, w latach 2017-2021 nowa ustawa emerytalna, obniżająca wiek przechodzenia na emeryturę, kosztować ma 54 miliardy złotych.
Autor: tol/gry / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24