WIG20 wzrósł dziś o 1,55 proc. Nowojorski S&P 500 spadł dziś o 1,26 proc. W Warszawie mieliśmy najlepszą sesję od listopada 2013 r. W Nowym Jorku mieliśmy dziś najgorszą sesję od listopada 2013 r. W obydwu przypadkach przyczyną tak dużych zmian może być piątkowy raport z amerykańskiego rynku pracy.
Raport przyniósł niepomyślne dane. W grudniu powstało znacznie mniej nowych miejsc pracy niż oczekiwano. Raptem 74 tysiące, a oczekiwano ponad 200 tysięcy. Dodatkowo wskaźnik aktywności zawodowej, czyli stosunek liczby osób aktywnych na rynku pracy (pracujących i bezrobotnych) w stosunku do całej ludności w wieku produkcyjnym spadł do poziomu najniższego od 35 lat. Efektem ubocznym tej zmiany był spadek stopy bezrobocia do 6,7 proc., którego jednak w obliczu zmian o których napisałem przed chwilą nie da się ocenić pozytywnie.
Dla giełd światowych kluczowe jest przełożenie tych danych na decyzję Fed, który od dawna zupełnie jawnie uzależnia swoje kroki właśnie od sytuacji na rynku pracy. Poprawa tej sytuacji ma prowadzić do ograniczenia prowadzonej od 2009 r. łagodnej polityki. Brak poprawy to także brak zmian w polityce banku centralnego USA.
Istnieje powszechne na rynku domniemanie, że wzrosty cen różnych aktywów na świecie, od cen akcji zaczynając, a na cenach obrazów, win i koni wyścigowych kończąc, jest napędzany polityką Fed i innych banków centralnych, które oferują bankom praktycznie nieoprocentowany pieniądz. Ciągiem dalszym tego domniemania jest obawa, że zmiana polityki Fed odetnie dopływ nowego kapitału na te rynki i w efekcie wzrosty zamienią się w spadki. Już nawet sama sugestia ze strony szefa Fed w ubiegłym roku, że polityka banku może się delikatnie zmienić, wywołała spore przeceny na wielu giełdach świata, a kraje takie jak Indie, Indonezja, czy Turcja wpędziła w problemy gospodarcze. W grudniu Fed podjął decyzje o ograniczeniu tempa pompowania pieniądza do banków. Od tamtej pory giełdy krajów rozwijających się notują spadki. Najbardziej je widać na rynkach Azji Południowo-Wschodniej i Europy Środkowej.
Piątkowe, niepomyślne dane zmieniają sytuację. Znów rośnie prawdopodobieństwo, że Fed jednak nie będzie dalej ograniczać swojej łagodnej polityki, bo sytuacja na amerykańskim rynku pracy nadal jest trudna. Efekt: giełda w Indonezji +3,2%, Tajlandia +2,2%, Indie +1,8%, Filipiny +1,7%. A do tego: Polska +1,55%, Węgry +1,7%, Słowacja +1,8%, Czechy +1,8%.
W Polsce od połowy listopada na rynku realizowany był scenariusz, że „OFE mają za dużo akcji i będą musiały sprzedawać”, o którym zresztą w listopadzie właśnie pisałem. Oczekiwania wobec Fed mogły dodatkowo pogłębiać pesymizm. Zmiana oczekiwań wobec Fed, związana z piątkowym raportem, jeśli się utrzyma dłużej, może moim zdaniem zmienić sytuację na GPW i zakończyć trwającą prawie 2 miesiące korektę spadkową. Chyba, że pojawią się wypowiedzi prominentnych członków Fed (Yellen, Williams, Bullard), że jednak nic z tego i Fed podtrzymuje kurs na powolne, ale jednak ograniczanie skupu obligacji z rynku.
A dlaczego w USA mamy aż takie spadki? Niewykluczone, że Amerykanie przejęli się tym, czym reszta świata w ogóle się nie przejmuje, czyli faktyczną sytuacją na rynku pracy. Kto wie, może oni wcale jeszcze nie wyszli z kryzysu. Może jednak wzrost gospodarczy za chwilę znów im siądzie, a wyniki spółek będą gorsze od oczekiwań? Może w związku z tym akcje są tam już za drogie? To też w tej chwili tylko hipoteza. Jedno jest jednak pewne - zachowanie rynków finansowych po piątkowym raporcie z amerykańskiego rynku pracy potwierdza, iż ten comiesięczny raport, publikowany w pierwszy roboczy piątek miesiąca, zawiera najważniejsze dane gospodarcze na świecie.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock