Od 2016 r. tzw. śmieciówki byłyby oskładkowane, a w 2017 r. ok. miliona osób ze "śmieciówek" przeszłoby na jednolity kontrakt na bazie Kodeksu pracy - tak skutki propozycji PO opisuje ich współautor, Janusz Lewandowski. System ten nie obejmuje natomiast samozatrudnionych.
Przewodniczący Rady Gospodarczej doradzającej premier Ewie Kopacz podkreślił w rozmowie z PAP, że propozycje PO to "nie skok na głęboką wodę, ale stopniowe wyciąganie ludzi z umów śmieciowych w stronę umów o pracę".
Co w propozycjach
Według tych propozycji od 2016 r. umowy cywilnoprawne zwane "śmieciówkami" będą objęte składkami na ZUS i Fundusz Zdrowia od wysokości płacy minimalnej (1850 zł brutto), a w następnym roku - składkami w pełnej wysokości. W roku 2017 miałby być wprowadzany tzw. jednolity kontrakt na podstawie Kodeksu pracy.
- I dopiero wtedy można się zabrać za jednolity system opodatkowania pracy, kiedy około miliona ludzi przenosi się z umów zlecenia w jednolity kontrakt na bazie Kodeksu pracy. Porządkujemy rynek, rozszerza się baza podatkowa, można wtedy wprowadzić jednolity podatek - wyjaśnił Lewandowski.
Podatek zawierałby w sobie składki na ZUS i Narodowy Fundusz Zdrowia, odprowadzałoby je Ministerstwo Finansów. Najniższa stopa podatkowa w tym systemie wynosiłaby 10 proc. dla osób zarabiających pensję minimalną, wysokość podatku byłaby uzależniona od liczby dzieci.
Co z PIT?
Zdaniem Lewandowskiego to lepsze rozwiązanie niż zwiększenie kwoty wolnej od podatku, które „rozmija się z potrzebami rodzin o niskich dochodach, bo te rodziny i tak nie płacą PIT, który jest wyzerowany, albo nawet ujemny w ich przypadku". - Podczas gdy my obniżamy do poziom. 10 proc. obciążenia składkowe, bo to one obniżają dochody netto takich rodzin. Rozwiązujemy problem dwukrotnie taniej, niż chybiona propozycja podwyższenia kwoty wolnej, kosztująca 20 mld zł, uderzająca mocno w finanse samorządów - podkreślił.
Wyliczył, że 4-osobowa rodzina, w której jest tylko jeden żywiciel zarabiający nieźle, np. 7 tys. zł brutto, zapłaciłaby w nowym systemie 35 procent podatku zamiast obecnych 38,5 proc. - Tajemnica tkwi w przeliczaniu dochodu na członka gospodarstwa domowego nie na osobę, bo dzisiaj czy ktoś ma sześcioro dzieci czy jedno dziecko, to przelicza się to na jego głowę - tłumaczył Lewandowski.
Jak zaznaczył, proponowany przez Platformę system nie obejmuje samozatrudnionych. "Współautorzy polskiego sukcesu gospodarczego mogą się dalej dorabiać" - powiedział.
Co z samozatrudnieniem?
Przyznał, że istnieje ryzyko - jak twierdzą niektórzy eksperci - spychania ludzi do samozatrudnienia przez pracodawców. Jednak tym problemem - jego zdaniem - powinna się zająć Państwowa Inspekcja Pracy.
- Samozatrudnienie zawiera w sobie dwie kategorie ludzi: prawdziwe samozatrudnienie, gdzie na ogół te zarobki są wysokie, i samozatrudnienie sztuczne, gdzie ludzie są wypychani sztucznie do samozatrudnienia, żeby obniżyć koszty pracodawcy, i to trzeba tępić. To jest nadużycie na rynku pracy i w takim przypadkach nie ma "zmiłuj się", musi wkroczyć Państwowa Inspekcja Pracy - powiedział. Ocenił, że PIP jest obecnie "słabowita" w śledzeniu tego, co jest nadużyciem, a co prawdziwą formą cywilnoprawną zatrudnienia czy samozatrudnienia.
Jego zdaniem PIP powinna także weryfikować umowy o dzieło, które, tak jak samozatrudnienie, nie zostałyby objęte nowym systemem. - To też sposób na "potanienie" pracownika, który de facto wykonuje pracę, która powinna podlegać Kodeksowi pracy - wyjaśnił.
Autor: gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu