Zdaniem rządu oraz ekspertów rynkowych znaczące umocnienie szwajcarskiej waluty z czwartku, to jednorazowy impuls, a sytuacja się stabilizuje. Spłacający kredyty we franku nie powinni się więc martwić na zapas. A opozycja ma już pomysł, jak im pomóc.
Oglądaj raport specjalny o sytuacji z drogim frankiem. Tylko w TVN24 Biznes i Świat.
Szwajcarski bank centralny (SNB) ogłosił nieoczekiwanie w czwartek rano, że przestaje bronić swojej waluty i uwalnia kurs franka szwajcarskiego. Dotąd SNB utrzymywał tzw. sztywny kurs, co oznaczało, że euro nie mogło kosztować mniej niż 1,2 franka.
Panika na rynku
Jednocześnie SNB obniżył w czwartek stopę procentową do -0,75 proc. Efektem tych decyzji była panika i zamieszanie na rynku. Parę minut przed godziną 11. w czwartek kurs CHF/PLN przekraczał 5,19 (dzień wcześniej, po południu frank szwajcarski kosztował 3,57 zł). Takiego kursu nie notowano jeszcze nigdy w historii. Potem sytuacja się nieco uspokoiła i złoty odrobił część strat. Jednak w piątek ok. godz. 18 za franka trzeba było zapłacić 4,38 zł.
Znaczny wzrost kursu helweckiej waluty, to istotny problem dla polskich kredytobiorców, którzy się w niej zadłużyli, bo ich raty pójdą w górę. Jak wynika ze ostatnich statystyk, z kredytowania nieruchomości we frankach skorzystało ok. 550 tys. osób w naszym kraju.
Zachować zimną krew
W ocenie wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego czwartkowy, gwałtowny wzrost kursu franka to "jednodniowy impuls", a sytuacja obecnie się stabilizuje. Zwrócił przy tym uwagę, że mocny frank uderza w szwajcarski eksport, dlatego SNB wkrótce zapewne podejmie decyzje, które będą skutkować osłabieniem tamtejszej waluty.
- (...) myślę, że władze szwajcarskie, a przede wszystkim gospodarka szwajcarska, bardzo szybko wymusi także na banku szwajcarskim określone działania - mówił Piechociński.
Zimną krew radzi zachować członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Jerzy Hausner. - Poczekajmy przynajmniej parę dni, by zobaczyć jak rynki zareagują na impuls, którym było odejście od usztywnienia franka do jego uwolnienia - mówił ekonomista. - Nie chcę powiedzieć, że wiem, co będzie jutro. (…). Natomiast wiem, że zanim jakiekolwiek skutki dla kredytobiorców, dla systemu bankowego (…) będą miały miejsce, to najpierw jeszcze będzie czas, w którym się kurs rynkowo ukształtuje - dodał. Jednocześnie poinformował, że RPP zajmie się czwartkowymi wydarzeniami na rynku walutowym podczas posiedzenia 3-4 lutego. - Trudno mi sobie wyobrazić, żeby w tej sprawie zwoływane było nadzwyczajne posiedzenie Rady. (…) To jest czas do poważnego namysłu, a nie gorących głów - podkreślił.
Pomysł PiS
Największy klub opozycyjny przedstawił swoją koncepcję pomocy dla zadłużonych we frankach. Zgodnie z propozycją PiS, którą przedstawił poseł tej partii Paweł Szałamacha "frankowicze" mogliby spłacać swoje kredyty po kursie sprzed uwolnienia szwajcarskiej waluty. Posłowie PiS zapowiedzieli też, że jeżeli rząd nie podejmie natychmiastowych działań, złożą w Sejmie ustawę, która ma poprawić sytuację osób, które zaciągnęły kredyty we frankach.
W ocenie prawników znaczny wzrost rat kredytów może skłonić frankowych kredytobiorców, dla których regulowanie zobowiązań stanie się poważnym problemem do sięgania po możliwość upadłości konsumenckiej. Przepisy w tej sprawie weszły w życie z początkiem tego roku.
Droga donikąd
Przed taką pochopną decyzją ostrzega jednak wiceprezes Związku Banków Polskich Jerzy Bańka. - To jest droga donikąd. Podjęcie takiej decyzji wiązać się będzie ze stratą nieruchomości, a jednocześnie kredytobiorca nie uwolni się całkowicie od długów. Ponadto osoby takie będą na wiele lat stygmatyzowane i to nie tylko przez instytucje finansowe - podkreślił.
Dodał jednocześnie, że sytuacja nie jest aż tak katastrofalna, jak niektórzy twierdzą. - Należy pamiętać, że szwajcarski bank centralny wraz z uwolnieniem kursu franka obniżył stopy procentowe o 0,5 punktu proc. To pozwoli zamortyzować wzrost kursu franka co najmniej o 50 proc. - wskazał. - Nie będzie to więc jakaś niebotyczna podwyżka rat, która miałaby zrujnować polskie gospodarstwa domowe zadłużone we franku. Oczywiście, wszystko zależy od dochodów, bo to one świadczą o możliwościach regulowania przez nas zobowiązań - zaznaczył.
Autor: ToL/kwoj / Źródło: PAP