Tegoroczne lato festiwali muzycznych zapowiada się niezwykle obficie. W Polsce wystąpią największe gwiazdy. Świetnie zapowiadających się koncertów jest tyle, że nie tylko trudno zmieścić je w grafiku, ale także znaleźć w portfelu odpowiednią kwotę na bilety. Dlatego konkurencja na rynku jest ostra.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT DZIŚ W TVN24 BIZNES I ŚWIAT
W tym roku na scenach nad Wisłą wystąpi m.in. Metallica, James Blunt, Bob Dylan, Tom Jones, Andrea Bocelli, Aerosmith, Linkin Park, Limp Bizkit, Pearl Jam, Kings of Leon, Snoop Dogg, Justin Timberlake, The Prodigy, David Guetta, Hurts, Kasabian, Lily Allen, czy Eric Clapton. Do tego galaktycznego zestawu trzeba dopisać dziesiątki muzyków i zespołów, które zagrają na mniejszych festiwalach i koncertach.
Gdybyśmy chcieli bawić się na wszystkich tych koncertach, to musielibyśmy wydać kilka tysięcy złotych na same bilety. Nic więc dziwnego, że w tym sezony ważna będzie umiejętna selekcja. Wszystkich występów i tak nie uda się zaliczyć, bo to nie tylko ogromny wydatek, ale i ogromna ilość czasu. Dlatego właśnie rywalizacja między organizatorami największych i najbardziej kosztownych imprez trwa. Stawką są oczywiście pieniądze, a towarzyszy im niemałe ryzyko, bo organizacja festiwalu czy koncertu to inwestycja, jak każda inna. Gdy na imprezie zabraknie widzów, to może się okazać kilkumilionowym pudłem.
Organizatorzy temperaturę i ciśnienie fanów muzyki podnoszą stopniowo. Zaczynają już zimą (kiedy jest wiele okazji do kupna biletu np. pod choinkę) ogłaszając pierwsze zespoły, a kończą kilka tygodni przed imprezą, aby ostatecznie zachęcić do kupna bilety czy karnetu. Dlatego tak ważny jest zestaw muzyków, których zobaczymy na scenie.
Najpierw biznes
Janusz Stefański z agencji Prestige MJM, która odpowiadała m.in. za organizację koncertów Jennifer Lopez, Justina Biebera i Johna Bon Jovi twierdzi, że wybór artystów dokonywany jest przede wszystkim w oparciu o racje biznesowe.
- Organizując koncerty musimy więc brać pod uwagę ich rentowność. W dalszej kolejności znaczenie mają również takie fakty jak: spektakularność wydarzenia lub też ranga artysty. Po prostu - jak w każdej dziedzinie - warto być najlepszym na rynku - mówi Janusz Stefański i dodaje, że dobrze jest wygrać rywalizację o najbardziej oczekiwanego artystę lub też o wykonawcę, który jeszcze nigdy nie występował w naszym kraju. - Dlatego za sukces poczytujemy sobie sprowadzenie po raz pierwszy do Polski takich artystów jak: Justin Timberlake, Michael Buble czy też Il Divo - wylicza Stefański.
Sławomir Nowaczewski, promotor Orange Warsaw Festival 2014, twierdzi, że układanie tzw. line-upu to bardzo trudne zadanie, ale też ogromna frajda. - Przy określonym terminie festiwalu to pochodna wolnego kalendarza artystów, logistyki podróży, sprofilowania koncertów i oczywiście budżetu - twierdzi Nowaczewski i dodaje, że wzorem największych światowych festiwali profil OWF jest eklektyczny. - Pozwala łączyć nieskrepowaną niczym zabawę na finale z Davidem Guettą z wyrafinowaniem muzyki Pixies, energią Prodigy, stadionowym rozmachem Kings of Leon i autorskim wokalem Florence Welch - mówi Nowaczewski.
Trzeba się odróżnić
Zdaniem Łukasza Napory, rzecznika prasowego festiwalu Audioriver, który odbędzie się pod koniec lipca w Płocku, o udanym zestawie artystów decydują dwa czynniki. - To jakość i różnorodność. Nigdy nie sprowadziliśmy gwiazdy, której twórczość by nam się nie podobała lub która reprezentowałaby niski poziom artystyczny. Jeśli zaś chodzi o różnorodność, to przejawia się ona na kilku płaszczyznach. Z jednej strony sprowadzamy bardzo wiele gatunków alternatywnej elektroniki. Druga strona różnorodności, to sprowadzanie zarówno wielkich gwiazd, jak i artystów niemal kompletnie w Polsce nieznanych - tłumaczy Napora.
Ile to kosztuje?
Od stworzenia odpowiedniego line-upu zależy m.in. to, czy impreza będzie udana nie tylko dla widzów, ale i organizatorów, którzy chcą na niej zarobić. Kiedy na koncertach pojawiają się światowe gwiazdy, koszty organizacji rosną jak na droższych. Aby taka impreza się zwróciła niejednokrotnie trzeba sprzedać kilkadziesiąt tysięcy biletów i karnetów wartych kilkaset złotych.
- Koszty organizacji koncertów największych gwiazd światowej muzyki wahają się od 2 do 7 milionów złotych. Oczywiście zdarzają się też droższe imprezy. Przykładowo żeby sprowadzić do Polski zespół Rolling Stones, należałoby dysponować większą sumą - mówi Janusz Stefański z Prestige MJM. - Bilety na nasze koncerty kosztują od 90 do 850 złotych (VIP). Największa pula biletów sprzedawana jest jednak w przedziale cenowym od 150 do 350 złotych - wyjaśnia Stefański.
Łukasz Napora z Audioriver wylicza, że gdy teraz kupimy bilety na dwa dni festiwalowych koncertów na plaży, to zapłacimy 190 złotych. - Od 21 lipca cena wzrośnie do 220 zł. Wtedy też wejdą do sprzedaży bilety na jeden dzień za 120 złotych - mówi Łukasz Napora i przypomina, że w styczniu dwudniowy karnet można było kupić za 130 złotych.
Duża inwestycja
Cena biletów rośnie przed samym wydarzeniem, bo wtedy też agencje mocniej promują swoje festiwale i koncerty, a to kosztuje. - Koszt organizacji naszej imprezy to blisko 5 mln złotych, a wydatki na promocję wynoszą około 5-7 proc. To niedużo. Skupiamy się na budowaniu ciekawego programu i działaniach public relations - twierdzi Napora.
Orange Warsaw Festival, na którym zagra m.in. David Guetta, Kings of Leon czy Snoop Dog potrwa trzy dni, a zaczyna się już 13 czerwca. Na scenie wystąpi 30 zespołów. Aby usłyszeć największe gwiazdy muzyki na Stadionie Narodowym w Warszawie, trzeba wydać na jednodniowy bilet od 199 (miejsce na trybunie) do nawet 849 złotych w strefie VIP. Za karnet na cały festiwal zapłacimy od 519 do 1789 złotych. To dużo, ale gdybyśmy mieli zapłacić oddzielne bilety na koncerty każdego z artystów zapłacilibyśmy zdecydowanie więcej.
- Ceny biletów zaczynają się od 199 złotych, co w przeliczeniu na jeden koncert daje 19 zł i 90 groszy – wylicza z uśmiechem Sławomir Nowaczewski, promotor Orange Warsaw Festival.
Gonimy Europę
Choć Nowaczewski nie zdradza, ile będzie w tym roku kosztowała organizacja Orange Warsaw Festival, to mówi, że budżet imprezy zaczyna dorównywać poziomowi średnich, a nawet dużych europejskich festiwali muzycznych.
- Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest on najwyższy w regionie Europy Środkowej. Zakładając dalszy stabilny rozwój festiwalu Warszawa doczeka się festiwalu dorównującego największym europejskim festiwalom - przekonuje promotor OWF i dodaje, że znaczącą część budżetu stanowią wydatki na promocję imprezy. - To konieczność, z uwagi na fakt rosnącej konkurencji i jednak mniej zasobnego portfela polskich fanów muzyki niż ich rówieśników w Europie. Polacy zmuszeni są wybierać, a Europa też wybiera, ale zgodnie z gustami, a nie zasobnością portfela - wyjaśnia Nowaczewski.
Zyskami "wyjściem na plus" aż tak, jak komercyjne agencje nie musi przejmować się Darek Maciborek, który kieruje Fundacją Peace Festival organizującą Life Festival Oświęcim. - Nie prowadzimy działalności komercyjnej. Mówimy o sukcesie wtedy, kiedy budżet festiwalu wychodzi na zero, czyli kiedy to, co pozyskamy, pokryje wydatki związane z jego organizacją - mówi Maciborek i dodaje, że koszty z każdą edycją są większe.
- Festiwal ciągle się rozwija. Już teraz jest uważany za jeden z najważniejszych w Polsce. W tym roku mamy dwie gwiazdy główne Soundgarden i Erica Claptona (w zeszłym roku był jeden headliner - Sting), dwie sceny festiwalowe czyli budżet się powiększa. To budżet na poziomie kilku milinów złotych, a kilka lat temu zaczynaliśmy od 570 tysięcy złotych - twierdzi Maciborek. - Środki pozyskujemy z różnych źródeł; część to sprzedaż biletów, część środków pochodzi z dofinansowania miasta, które jest głównym partnerem festiwalu, część z województwa małopolskiego i wreszcie sponsorów - wylicza Maciborek.
Na organizację dużego wydarzenia z udziałem światowej gwiazdy muzyki trzeba przygotować kilkumilionowy budżet. Największy kawałek tortu trafia do artysty jako honorarium. Kilkanaście procent trzeba wydać na promocję. A jedna trzecia tej kwoty to koszty organizacyjne, czyli np. wynagrodzenia dla setek pracowników. Nic więc dziwnego, że agencje posiłkują się wolontariuszami.
Kolejka do wolontariatu
Nad organizacją festiwali muzycznych praca trwa zwykle okrągły rok. Liczba osób, które tworzą sztab ludzi zmienia się w zależności od etapu przegotowań. - Jest ogromna różnica w ilości zaangażowanych osób pomiędzy sierpniem - gdzie projektem zajmuje się kilka strategicznych osób, a lutym - gdzie zaangażowanych jest już kilkanaście, natomiast podczas fazy produkcyjnej, czyli od lutego, ta liczba rośnie do kilkudziesięciu, a podczas samego festiwalu pracuje ponad 3 tysiące osób z czego do 10 proc. to wolontariat - wylicza Sławomir Nowaczewski, promotor Orange Warsaw Festival.
Darek Maciborek mówi, że przy Life Festival Oświęcim cały rok pracuje nawet 20 osób. - Natomiast w czasie imprezy, łącznie z ochroną i służbami jest około 300 osób. Wśród nich jest około 30-40 wolontariuszy. Chętnych jest zwykle więcej niż możemy zagospodarować - twierdzi Maciborek.
Ważny jest sponsor
Nie inaczej jest przy organizacji innych dużych imprez. Przy Audioriver pracuje 100 osób i 80 wolontariuszy, a w przy koncertach agencji Prestige MJM, za sprawą której w Polsce wystąpi m.in. Justin Timberlake czy zespół Backstreet Boys, 300-350 osób. - Wolontariusze stanowią nie więcej niż 15, maksymalnie 20 procent tej liczby. W przypadku organizacji koncertów halowych liczba pracujących osób jest mniejsza. Przygotowując halowe wydarzenia rzadko korzystamy też z pomocy wolontariuszy - mówi Janusz Stefański z Prestige MJM i dodaje, że koncerty jego firmy finansowane są głównie ze sprzedaży biletów.
- Sponsorzy nie są obecni przy wszystkich wydarzeniach. Zazwyczaj pojawiają się przy największych koncertach stadionowych. Wówczas ich wkład to zazwyczaj 20-25 procent ogólnego budżetu imprezy - dodaje Stefański.
Autor: Marek Szymaniak / Źródło: tvn24bis.pl