Hakerzy z grupy Lulz Security, którzy nękają ostatnio koncern Sony, zaatakowali serwery innego producenta konsol - Nintendo. Jak uspokaja koncern, nie wyciekły żadne dane dotyczące firmy, czy użytkowników. Informatycy Nintendo bardzo szybko zareagowali na atak, głównie przez lepsze niż u Sony systemy zabezpieczeń.
Do ataku na jeden z amerykańskich serwerów, jak poinformował właśnie koncern, doszło kilka tygodni temu. Jak zapewnia rzecznik Nintendo Ken Toyoda, hakerom udało się jedynie zdobyć plik konfiguracyjny serwera strony internetowej i udostępnić go w internecie. Administratorzy koncernu zareagowali jednak momentalnie i załatali dziurę w zabezpieczeniach, jeszcze zanim Lulz Security zdołali się pochwalić jej wykryciem.
Hakerzy po ataku opublikowali na Twitterze informację, że nie chodziło m o uderzenie w Nintendo, ale pokazanie firmie luk w jej systemie bezpieczeństwa.
Nintendo trudniejsze niż Sony
Lulz Security mieli jednak z atakiem na Nintendo dużo większy problem niż z Sony. Hakerzy kilkakrotnie podkreślali, że włamać się do strony internetowej Sony Pictures, co zrobili ostatnio, było niezwykle łatwo, a przechowywane na niej hasła nie były zaszyfrowane. Grupa ograniczyła się do zhakowania zaledwie części danych jedynie ze względu na braki sprzętowe.
W kwietniu i maju na platformy japońskiego koncernu - m.in. PlayStation Network i Qriocity - przypuszczono kilka ataków, na skutek czego skradziono dane blisko 100 mln użytkowników.
Źródło: yahoo.com
Źródło zdjęcia głównego: nintendo