Na scenie politycznej burza. Jak na te zawirowania reaguje gospodarka? Mimo iż na razie obserwujemy jedynie nieznaczny spadek wartości złotego, w dłuższej perspektywie niestabilna sytuacja polityczna może mieć tragiczne skutki dla rynku - ostrzegają eksperci.
- Jeszcze w poniedziałek w nocy złoty nieco się osłabił w związku z dymisją wicepremiera, ministra rolnictwa Andrzeja Leppera - powiedział Piotr Kalisz starszy ekonomista zespołu analiz ekonomicznych i rynkowych Citibanku Handlowego. W ciągu dnia na rynku walutowym nasza waluta dalej traciła na wartości. Ok. godz. 14.30 za euro inwestorzy musieli zapłacić 3,765 zł wobec 3,76 zł rano i 3,7510 zł w poniedziałek wieczorem. Dolar zaś kosztował 2,7565 zł wobec 2,7590 rano i 2,7520 zł w poniedziałek.
- Częściowo jest to reakcja na wydarzenia polityczne, ale nie jest ona silna. Złoty się osłabił o 2 grosze, to nie jest dużo. Czynniki polityczne mają przejściowy wpływ, który szybko wygasa. Tak naprawdę w momencie, gdy inwestorzy się pogodzą z tym, co się stało zaczynają myśleć o tym, co się może zdarzyć w przyszłości, czyli o gospodarce - podkreślił analityk.
Spadały też indeksy warszawskiej giełdy, nie było to jednak spowodowane sytuacją w rządzi. - W związku z Lepperem powiedziałbym, że nic się nie dzieje. Czy z Lepperem, czy bez Leppera, to sesja by wyglądała tak samo. Już wcześniej były oznaki możliwej korekty - powiedział dyrektor działu zarządzania aktywami IDM SA Robert Nejman. Jego zdaniem sytuacja w Warszawie jest pokłosiem spadków na innych europejskich giełdach. - To raczej bez związku z Lepperem - tak po świecie poszło. Kiedy spadki się na świecie pogłębiały, podobnie działo się u nas. Kiedy następnie nieco się odbiło, podobna reakcja była w Warszawie - dodał Nejman.
Niestabilny rząd to niestabilna gospodarka
Większym pesymistą jest prezes Business Centre Club Marek Goliszewski. - Kryzys rządowy i niepewność związana z brakiem większości w parlamencie powodują, że warunki prowadzenia działalności gospodarczej stają się nieprzewidywalne i wzrasta ryzyko inwestowania - uważa Goliszewski. Jego zdaniem gospodarka potrzebuje spokoju i stabilnego rządu. - Rząd z niestabilną większością lub jej brakiem będzie miał trudności z podejmowaniem decyzji korzystnych dla gospodarki - ocenił prezes BCC. Wynik każdego ważnego głosowania będzie niepewny i okupiony ceną za pozyskiwanie kolejnych posłów potrzebnych do uzyskania większości.
- W dłuższej perspektywie najlepsze byłyby wcześniejsze wybory. Dawałyby one szansę na rząd o stabilnej większości. Gospodarka czeka na spokój polityczny i rząd, który będzie miał kompetencje, wolę i siłę polityczną przeprowadzenia niezbędnych reform - uważa ekspert.
Goliszewski podkreśla, że im wcześniej zakończy się destabilizacja polityczna, tym lepiej dla gospodarki. - Wybory powinny odbyć się jak najszybciej. Tylko one dają nadzieję na rząd posiadający mandat społeczny i stabilną większość - twierdzi prezes Business Centre Club.
Politycy mogą nie wykorzystać okresu wzrostu
Tymczasem wydarzenia w Polsce odbiły się szerokim echem w całej Europie. Eksperci analizujący sytuację ekonomiczną naszego kraju alarmują, że kryzys polityczny może mieć poważne konsekwencje dla wzrostu gospodarczego. - Burzliwe życie polityczne w Polsce nie wyraziło się jak dotąd w żadnych negatywnych skutkach dla gospodarki, ale rząd powinien się przygotować na to, że tempo wzrostu gospodarki może wyhamować - powiedział dyrektor działu Europy Centralnej i Wschodniej Economist Intelligence Unit (EIU) Laza Kekic. Dodał, że polski rząd powinien też zadbać o to, by umocnić podstawy wzrostu, tak by gospodarka mogła rozwijać się równomiernie w dłuższym czasie.
- Nikt nie wie, jak długo obecna dobra koniunktura utrzyma się w Polsce i krajach post-komunistycznych. Nie wykluczone, iż może ucierpieć z powodu zjawisk w globalnej gospodarce. Gdyby tak się miało stać, to wówczas obecne trudności polityczne Polski uległyby spotęgowaniu, a pomiędzy polityką, a gospodarką powstałoby trudne do przerwania błędne koło - uważa ekspert.
- Okres silnego wzrostu powinien być dla polskiego rządu okazją do głębszego zreformowania gospodarki, dzięki czemu mogłaby ona lepiej przygotować się na wypadek spowolnienia. Akcesja do UE zakotwiczyła reformy demokratyczne i wolnorynkowe, ale całe dziedziny wydatków publicznych nadal wymagają zmian, jak choćby służba zdrowia - podkreślił Kekic. Wskazał też, że jedną z konsekwencji opóźnienia reform jest to, iż plany wprowadzenia euro w Polsce zostały odsunięte w czasie.
EIU opublikował ostatnio raport, w którym uwypukla rozziew pomiędzy dobrymi wynikami gospodarki a niepokojącymi trendami w życiu politycznym, nie tylko w Polsce, ale we wszystkich 28 krajach post-komunistycznych. Za w pełni skonsolidowane demokracje raport uznaje tylko Słowenię i Czechy.
- W krajach Europy Centralnej występuje rozziew pomiędzy tymi, którzy skorzystali na przekształceniach politycznych i gospodarczych ostatnich lat a tymi, którzy na nich stracili. Zjawisko to utorowało drogę populistycznym politykom, którzy łączą prawicowe podejście do kwestii społecznych z lewicowym podejściem do gospodarki - wyjaśnił Kekic. Wśród powodów wskazał na to, iż wspólny dla różnych sił politycznych cel - akcesji do UE spełnił swą rolę i wyczerpał się. Zauważył zarazem, iż źródło obecnych, politycznych trudności sięga czasów przed-akcesyjnych.
- Polityczna kultura oparta na zaufaniu do instytucji demokratycznych i udziale obywateli w życiu politycznym pozostawia wiele do życzenia. Nowy porządek nie zapuścił jak dotąd głębokich korzeni, co oznacza, iż w przypadku spowolnienia gospodarki demokratyczna tradycja znalazłaby się pod silną presją - ocenił specjalista.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl