- Jedynym zagrożeniem dla projektu budżetu na 2008 r. może być kryzys na rynkach hipotecznych w USA - uważa minister finansów Zyta Gilowska. Z tego powodu krytykę przyszłorocznego budżetu ocenia jako "publicystyczno–pamfletową".
- Nie widzę żadnego rzeczowego argumentu przeciw, abym mogła się do niego odnieść – powiedziała Zyta Gilowska podczas konferencji prasowej w Poznaniu.
Jej zdaniem niepokój na rynkach kredytów hipotecznych w USA dotarł już do Europy i zmusił Europejski Bank Centralny do interwencji. - Jeśli ta pełzająca fala niepokoju nie ucichnie, to może ona dotknąć polską gospodarkę, ale w żadnym razie nie doprowadzi do kryzysu - tłumaczyła wicepremier. - Właśnie z powodu tego niepokoju rząd założył w budżecie na 2008 rok ostrożną prognozę wzrostu PKB o 5,5 proc. – dodała.
"Co to są oszczędności?" Jednocześnie szefowa resortu finansów odrzuciła zarzuty opozycji, że zbyt duże środki zapewniono na utrzymanie administracji. - Dla mnie idea taniego państwa to jest państwo sprawne i skuteczne. Nie zaplanowaliśmy w 2007 roku żadnych podwyżek i mamy do czynienia ze zjawiskiem odchodzenia fachowców ze służb finansowych do firm komercyjnych – powiedziała Gilowska.
Poinformowała, że w projekcie budżetu na 2008 rok przewidziano wzrost wynagrodzeń dla pracowników administracji o 9,3 proc. - Ale realnie będzie to mniej, gdyż sześć procent będzie pochodziło z obniżki składek emerytalno-rentowych. Jeżeli to jest rozrzutność, to co to są oszczędności? – pytała.
Rząd przyjął we wtorek projekt budżetu na 2008 r., z deficytem 28 mld 630 mln zł. Dochody wyniosą 281,8 mld zł, a wydatki – 310,4 mld zł. Projekt zakłada realny wzrost PKB o 5,5 proc., średnioroczną inflację na poziomie 2,3 proc., wzrost zatrudnienia w gospodarce o 2 proc., realną dynamikę wynagrodzeń w gospodarce narodowej – 3,6 proc. oraz wzrost spożycia ogółem o 5,1 proc.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl